wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział VIII

Klaus:

Wyszłem z hotelu i szybko ruszyłem w kierunku galerii. Wpadłem do jakiegoś sklepu z ubraniami i nakupywałem ubrań dla Caroline. Nie pokaże się z nią w męskich ciuchach. Pomyślałem. Podszedłem do kasy i zapłaciłem. Zahipnotyzowałem kasjerkę która mnie obsługiwała i szybko poszliśmy do przebieralni. - miałem ochotę na krew. Weszliśmy, zasłoniłem kotare i wgryzłem się w dziewczyne. Dość szybko wyssałem z niej całą krew. Wytarłem się o jej sukienkę i w wampirzym tępie znalazłem się w aptece. Nie byłem w aptece od jakiś 25 lat... Pomyślałem i podszedłem do lady.

-Dzień dobry, co podać? - spytał się jakiś mężczyzna w okularach
-Hm... potzrebuje czegoś na wzmocnienie, dla młodej kobiety. O działaniu natychmiastowym lub szybkim- powiedziałem, właściwie to sam nie wiedziałem jak mam mówić, żeby aptekarz mnie zrozumiał... Zaśmiałem się z siebie pod nosem.
-To mogę podać tylko witaminy, nie ma czegoś takiego że natychmiastowe działanie. Organizm sam musi wyzdrowieć. Leki mogą tylko pomóc, ale nie zrobią wszystkiego. Zatem... mogę panu sprzedać.. ziółka które się parzy, tableki i gratis relaksujące kulki do kąpieli!!! - powiedział mężczyzna i szeroko się uśmiechnął.
-Dobrze.. niech będzie. - powiedziałem i wyciągnąłem złotą karte z portfela. Aptekarz pobrał opłatę za leki i podał mi woreczek z lekarstwami.
-Proszę, życzę powrotu do zdrowia. Do widzenia. - powiedział mężczyzna i zajął się swoimi sprawami.
-Czy ja niedawno nie powiedziałem że to dla młodej kobiety? - powiedziałem wychodząc z apteki -Czy ten facet uważa mnie za dziewczynę?! Zapytałem siebie w myślach.

***

 Minęło 30 minut odkąd  wyszedłem z hotelu, pora wracać - pomyślałem i w wampirzym tępie udałem się w stronę noclegowni. Weszedłem do pokoju, rzuciłem reklamówki pełne ciuchów i leków i usiadłem na fotelu. Caroline była w łazience. Ciekawe co robiła przez cały czas.....


Z zamyślenia o Caroline wyrwała mnie sama Caroline. Która nieco zdziwiona popatrzyła na mnie i powiedziała:

-Już jesteś...
-Tak kochana, już jestem. Co robiłaś przez ten cały czas gdy mnie nie było? - spytałem ciekaw odpowiedzi.
-Hm... właściwie to... podziwiałam widok z okna, naprawdę piękny. Zamówiłam sobie jedzenie, nie było zbytnio dobre. I resztę czasu straciłam na długiej relaksującej kąpieli. - powiedziała Caroline i spojrzała na torby które kupiłem.
-Hm... A tak naprawdę, co robiłaś? - w wapirzym tępie znalazłem się koło Caroline i ją zahipnotyzowałem.
-To co powiedziałam przed chwilą. - mówiła zahipnotyzowana Caroline.
-Świetnie.... Na łóżku leżą twoje nowe ciuchy, nie będziesz prowadzać się ze mną w takich łachach w których jesteś teraz. A w którejś z tych toreb są także lekarstwa które masz brać. A teraz ubierz się. Wyjeżdżamy. - zażądałęm i usiadłem zpowrotem na fotelu.
-Wracamy do Mistic Falls? - powiedziała ucieszona Caroline grzebiąc w torbach z ciuchami.
-Nie, najpierw odwiedzimy mojego czarownika w Nowym Orleanie, kochanie. - powiedziałem i uśmiechnąłęm się cwaniacko.

Caroline:

Nie wracam do Mistic Falls... Stefan mnie zabierze.... Obiecał.... To znaczy że muszę zwlekać jak najdłużej. Nie wiem co mam robić.
-Jestem głodna, to jedzenie było tak paskudne że prawie nic nie zjadłam. Pójdziesz mi coś kupić, proszę!! - poprosiłam Klausa, nie wiedziałam czy połknie haczyk.
-Oczywiście, musisz się dożywić - powiedział drwiąco Klaus i już go nie było.

Szybko dorwałam się do kurtki Klausa i wyciągnęłam z niej jego komórke, napisałam sms-a do Stefana, "Stefan, pospiesz się, on chce mnie gdzieś wywieść." Napisałam, wysłałam i skasowałam sms-a tak aby Klaus nie mógł się dowiedzieć, że jedzie po mnie Stefan. Szybko więc schowałam telefon spowrotem do kurtki Klausa, wzięłam torby ciuchów i ruszyłam w kierunku łazienki. Ubrałam ciemne rurki i i prześwitującą białą koszulę z kołnierzykiem, ubrałam czarne baleriny i założyłam na siebie kamizelkę. Co jak co, ale wyglądałam ładnie. Rozczesałam włosy i upiełam je. Teraz tylko czekałam, aż drzwi do pokoju się otworzą. Dalej siedziałam w łazience. Po upływie 2 minut Klaus był już w pokoju.
-Caroline, mam dla Ciebie jedzenie.- krzyknął Klaus
-Nie wiem w co się ubrać, kupiłeś tyle ciuchów. Wybór jest zbyt duży... - musiałam jakoś wiarygodnie kłamać.

***

Minęło 10 minut, a ja nadal siedziałam w łazience, udając że coś robie tak aby Klaus myślał że jestem typową dziewczyną która nie wie w co się ubrać.... po kolejnych 10 minutach wyszłam z łazienki i poszłam w stronę stolika na którym było moje jedzenie. Choć wcale nie byłam głodna, musiałam zjeść. I oczywiście musiałam z tym zwlekać.
-Dziękuje, ale jestem uczulona na orzechy a tu jest deser orzechowy, co do obiadu to wygląda smacznie, ale zjadłabym krewetki, chociaż spaghetti też może być. - wzięłam widelec do ręki który specjalnie upuściłam. Widelec z dźwiękiem odbił się od podłogi. - Ojj.. przepraszam. - mówiłam i jednocześnie schyliłam się po widelec. Klaus patrzył na mnie jak na typową głupią blondynkę... Zaczełam bardzo wolno jeść. Klaus Cały czas mi się przyglądał. - Jak tak na mnie patrzysz, to czuję się nie swojo.... Może zjesz? Starczy dla Ciebie.
-Nie, wampiry.... nie lubią ludzkiego jedzenia. Wykręca mi wątrobę jak na to patrze. - mówił Klaus.
-Za to mi wykęca wątrobę jak patrze na Was pijących krew, to jest takie... obrzydliwe. - powiedziałam, chyba dobrze mi szło to całe przedłużanie....
-Dla Ciebie zwykłego śmiertelnika, to obrzydliwe. Żywiąc się krwią zwierząt to tak jakby człowiek jadł cały czas suchary, daje Ci to siłę. Ale nie jesteś w pełni zadowolony, bo wiesz że możesz zjeść soczystego hamburgera czy coś. Tak jest z krwią zwierząt - daje Ci to siłę ale nie odczuwasz się spełniony. - powiedział Klaus, teraz rozumiem dlaczego Klaus potrafi wybić całą wioskę, a moi przyjaciele ograniczają się do jednego zająca.
- Hmmm .... Fuu. - powiedziałam i dalej zaczęłam jeść. Stefan... kiedy będziesz?!

***

Po chwili usłyszałam głośny trzask, to Stefan! Wbił Klausowi kołek w serce i skręcił mu kark.
-Stefan, jak dobrze że już jesteś. - powiedziałam uradowana
-Nie mamy czasu Caroline, musisz być u siebie w domu, on nie jest tam zaproszony.. - powiedział Stefan i w wamirzym tępie wziął mnie na ręce i znaleźliśmy się w jego samochodzie.
-Powinienem był to przewidzieć. Wiedział, że będziemy próbowali go zabić. - mówił Stefan jednocześnie zapalając samochód i odjeżdżając.

***

Po około godzinnej jeździe zatrzymaliśmy się na postój. Ja musiałam sikorzystać z toalety a Stefan musiał zapolować. 5 minut później znów ruszyliśmy w drogę do Mistic Falls.

W wampirzym tępie ktoś wyciągnął Stefana z samochodu i zaczał go bić. To był Klaus, w ręce trzymał kołek który do niedawna tkwił w jego sercu. Szybko wysiadłam z samochodu i pobiegłam w stronę mojego przyjaciela. Nie miałam pojęcia co się zaraz stanie...

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział VII


Klaus:

Niosłem Caroline na rękach dobre półtora godziny. Musiałem dotrzeć do jakiegoś hotelu, ale po drodze nie było żadnego. To Atlanta, czego się spodziewałeś Klaus, pięciogwiazdkowych hoteli ? Pomyślałem. Nie wiedziałem ile krwi uszło z Caroline. Pewnie sporo skoro nie miała siły stanąć na nogi. Jej krew była mi potrzebna więc musze się nią zająć... Po kolejnej godzinie szukania jakiegoś noclegu wreszcie znalazłem jakiś hotel. Chyba jedyny w tej norze. Bez wahania weszłem do niego z Caroline na rękach i podszedłem do lady za którą stali recepcjoniści.

-Witam, w czym mogę pomóc ? - odezwał się jakiś mężczyzna.
-Jak pan może zauważyć, potrzebuje dwóch pokoi z dużymi łóżkami, jeden dla tej śpiącej pani a drugi dla mnie.- zażadałem.
-Niestety, mamy tylko jeden dostępny z dużym łóżkiem, drugi pokój jest z tapczanem. - powiedział mężczyzna i sztucznie się uśmiechnął.
-Dobrze niech będzie. - powiedziałem lekko poddenerwowany, od niesienia tej dziewuchy zrobiłem się głodny.
-Zapłaci pan z góry, czy przy opuszczeniu hotelu?
-Z góry, zostane tutaj na dwa dni, prosze wszystko z fulserwisem. - powiedziałem i wyciągnąłem złorą kartę z portfela. Podałem mężczyźnie a on pobrał  z niej opłatę za nocleg.
-Dziękuje bardzo i życzę miłego pobytu. - powiedział mężczyzna, oddał mi kartę i rzucił długie spojrzenie na Caroline 'leżącą' w moich ramionach.

***

Ułożyłem Caroline delikatnie na wielkim łóżku, ściągnąłem jej buty i przykryłem ją kołdrą. Sam udałem się na dół do recepcji i podszedłem do recepcjonistki.

-Dobry wieczór,a czy nie ma już tego pana który jakiś kwadrans temu jeszcze tu był?
-Nie, poszedł już , właśnie ja przejęłam teraz zmianę - powiedziała dość młoda kobieta i uśmiechnęła się.
-Powiedz mi kochana, jak Ci naimię? - zapytałem i łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Jestem Kate, a pan to.... ?
-Mów mi Klaus, a teraz wyjdziesz ze mną, to co się stanie będzie najpiękniejszym doświadczeniem w twoim życiu, nie będziesz krzyczeń ani tego pamiętać. - zahipnotyzowałem dziewczyne.

Ona niczym marionetka szła tuż za mną, wyszłem z hotelu i weszłem w wąską uliczkę między hotelem a jakimś domem, przygwoździłem ją do ściany i zacząłem całować, po szyi, dekoldzie. Po chwili wgryzłem się w jej szyje, krew była dobra. Głodnemu wszystko smakuje... Pomyślałem. Oderwałem się od Kate i spojrzałem jej w oczy.

-Gdyby ktoś się pytał, co się stało to powiesz że mąż lubi świntoszyć, dobrze kochana? - zahipnotyzowałem ją.
-Dobrze - powiedziałą dziewczyna i wytarła zaschniętą krew z szyi.
-A teraz wracaj do pracy.

Powiedziałem to i w wampirzym tępie znalazłem się u Caroline w pokoju, nadal spała. Nie tracąc czasu, poszedłem do łazienki i wziąłem orzeźwiający prysznic. Ubrałem się i wszedłem do pokoju, Caroline nadal spała.... Więc usiadłem na fotelu i wpatrywałem się w Caroline. Wyglądała pięknie mimo przemęczenia. Po chwili urwał mi się film, usnąłem.

Caroline:

Obudziłam się z potwornymi mdłościami i bólem głowy. Otworzyłam oczy i rozglądnełam się po pokoju. Nie wiedziałam gdzie jestem i kim jest mężczyzna który spał w fotelu. Usiadłam na łóżku i leciutko jak piórko postawiłam stopy na podłodze. Wstałam i podreptałam koło fotela, sprawdzić kim jest mężczyzna który śpi w fotelu. Stanęłam na palcach i nachyliłam się nad postacią, tak że moja głowa była nad głową... Klausa... Klaus.. pomyślałam. Nim zdążyłam odejść, pierwotny otworzył szeroko oczy a ja z przerażenia upadłam na podłogę. Klaus wstał i zmierzał w moim kierunku. Ja czołgałam się do tyłu a on szedł w moim kierunku, gry dotarłam pod ścianę szybko podciągnęłam nogi pod brode. Nie wiedziałam co mnie czeka.
Klaus przykucnął obok mnie i dokładnie się mi przyjżał.

-Spokojnie kochana, nie zrobie Ci krzywdy, przynajmniej narazie. - powiedział Klaus i złapał mnie za podbrudek.- noo, wyglądasz dużo lepiej niż w nocy.
-Puść mnie - powiedziałam a Klaus jednocześnie puścił mój podbródek.
-Prosze bardzo. - powiedział arogancko Klaus i wygrzebał coś z kieszeni. - mam twój łańcuszek z werbeną oraz twoją bransoletke, czyli moge Cię już zahipnotyzować. A teraz y, nie opuścisz tego pomieszczenia dopóki Ci nie pozwole, nie wariuj. Ja przyjde za około dwadzieścia minut, jestem głodny. - zahipnotyzował mnie Klaus i już go niebyło.

Nie czułam się zahipnotyzowana, podeszłam do drzwi i je otworzyłam przyszłam przez próg.. hm... najwidoczniej nie może mnie zahipnotyzawać, albo nawdychałam się werbeny u tego czarownika.... Spojrzałam na fotel w którym wcześniej spał Klaus, była tam jego kurtka. Podeszłam do niej i przegrzebałam kieszenie, znalazłam telefon. Na szczęście... Zaśmiałam się pod nosem. Frajer z tego Klausa, nie wziął ze sobą telefonu. Szybko wsadziłam go do kieszeni spodni i wyszłam z pokoju, spojrzałam na numer pokoju i wezwałam winde. Trzecie piętro, drzwi na wprost . Powtarzałam sobie w myślach. Winda się otworzyła, a ja wskoczyłam do środka, wcisnęłam guzik '0' i winda ruszyła w dół.

***

Na dole było bardzo tłoczno, dużo ludzi, bagaży, obsługi. Gdzie ja do cholery jestem?! Pytałam się w myślach. Ujrzałam za ladą jakąś recepcjonistkę, szybko do niej popędziłam, gdy zobaczyłam ją z bliska w oczy rzuciła mi się apażka zawiązana na jej szyi, jest ciepło, nikt nie nosi apaszek. Pewnie Klaus z niej pił. Grrr... Nie znoszę go. Pomyślałam.

-Dzień dobry w czym mogę pomóc? - powiedziała kobieta z apaszką i uśmiechnęła się. Zauważyłam na niej broszkę z jej imieniem - Kate.
-Tak, chciałabym wiedzieć co to za miejsce.
-O tak... jest pani w hotelu Sofitel.Przepraszamy za ten tłok ale mamy dziś święto hotelowców.
-Nic się nie stało, a jakie to miasto - te pytania były dość...nie tyle co krępujące co dziwne zważywszy na to, że 'mieszkam' w tym hotelu.
-Jest pani w samym centrum Atlanty. - powiedziała kobieta i szeroko się uśmiechnęła.
-Ahaa... dziękuje - powiedziałam i odeszłam.

Szybko wbiegłam do windy, i nacisnęłam przycisk '3' . Gdy dotarłam do pokoju, szybko wystukałam numer do Stefana. Czyli nie jestem tak daleko domu jak myślałam. Pomyślałam , a w tym samym czasie minęły już trzy sygnały. Za czwartym Stefan odebrał.

-Halo! - powiedział mój przyjaciel.
-Stefan, halo. Tu Caroline, musisz mi pomóc. - nie wiedziałam od czego mam zacząć.
-Caroline, nic Ci nie jest? Gdzie ty jesteś?
-Jestem w Atlancie w hotelu Sofitel. Błagam musisz mi pomóc, przyjeć po mnie. Zabierz mnie stąd, ja się go boje. - mówiłam jak jakaś opętana.
-Kogo? Kogo się boisz?
-Klausa.
-Dobrze, czekaj tam. Już po Ciebie jade. Trzymaj się.- powiedział Stefan i się rozłączył.

Szybko skasowałam rozmowę z listy połączeń i włożyłam telefon spowrotem do kieszeni kurtki Klausa. Szybko weszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zapomniałam nawet, że będe musiała spowrotem ubrać się w za duże ciuchy Davida.

Po wycierałam się i ubrałam, gdy wyszłam z łazienki Klaus siedział już na fotelu....

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział VI

Klaus:

Przeszukałem cały las i obrzerza, doterłem do stacjii benzynowej. Tam również nikt jej nie widział, a nie mieli monitoringu abym mógł sprawdzić, kipiała we mnie złość. Poszłem do łazienki, od razu poczułem zapach krwi... Podszedłem do kosza i zajrzałem do niego, to ukrwiawione ciuchy. Komuś nieźle musiało się coś stać, wszystko było ukrwawione. Zaraz, zaraz. Przeciesz to ciuchy tej Caroline.... Bingo mała. Pomyślałem. Skoro była tu niedawno, to znaczy że nie mogła daleko uciec.... W wampirzym tępie wybiegłem poza stację benzynową. Byłem wilkołakiem, potrafiłem wyczuć swoją ofiare. Trzymałem w ręce bluzkę Caroline i wąchałem ją, chciałem jak najbardziej poczuć jej zapach. Po chwili szłem już za zapachem jej krwi. ....

****

Droga doprowadziła mnie do środka Atlanty, Teraz wystarczy przeszukać każde mieszkanie w centrum. To będzie wspaniała zabawa..... Przez to wszystko jestem głodny. Pomyślałem i w wampirzym tępie zaciągnąłem jakąś dziewczynę w ciemną uliczkę.

-Nie będziesz krzyczeć, to będzie dla Ciebie najprzyjemniejsza rzecz którą przeżyłaś. - zachipnotyzowałem dziewczynę i wgryzłem się w jej szyję.

Krew działała na mnie jak najdroższy cukierek, mógłbym pić ją cały czas. Ale nie miałem na to czasu, jutro jest pełnia księżyca, co oznacza że trzeba odprawić rytułał. .... Wziąłem się za poszukiwania mojej ofiary.

Caroline:

Szarpałam się dalej z linami którymi byłam uwiązana do krzesła. W międzyczasie jakaś kobieta zmieniła mi kolejny worek pełen krwi na pusty. Czułam jak uchodzi ze mnie życie, z każdą utratą kropli krwi byłam słabsza, nie wiem jak długo jeszcze będe żyć, to pewnie jakieś minuty, może godziny.

-Zamierzasz pozbawić mnie krwi? Dlaczego? - zapytałam Davida, który nie wiem jaki miał interes w pozbawieniu mnie krwi. Kim on wogóle był?
-Tak, a gdy już zleci ostatnia kropla krwi, poprostu odpłyniesz w wieczny sen.- mówił spokojnie David siedzący na kanapie naprzeciwko mnie.
-Dlaczego to robisz, kim ty jesteś do cholery? - zapytałam
-Jestem David, pomińmy fakt że nie wiemy o istnienu wampirów i tym podobych, jestem czarownikiem. - pochwalił się David, jego mina przyprawiała mnie o dreszcze, miał zimny wzrok.
-Dlaczego nie czułam jak zabierasz mnie ze stacjii? - nie przyszło mi wcześniej na myśl, że jest on czarownikiem.
-Herbata którą Ci zaparzyłem, to nie była zwykła herbata, poprostu to były ziółka po których śpi się jak suseł. Dlatego się nie obudziłaś.... A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, jesteś mi potrzebna, Klaus potrzebuje twojej krwii by tworzyć odrębny gatunek, pół wilkołaków- pół wampirów. Gdy spuszczę z Ciebie krew, Klaus będzie mnie błagał o to abym mu ją dał, ale ja mu nie dam. Będe patrzył jak bezczynnie próbuje coś zrobić, jak próbuje mnie przekupić. Jestem czarownikiem i moim zadaniem jest utrzymać równowagę w naturze, dlatego ty jesteś mi potrzebna... Właściwie robie tobie przysługę, masz życie pełne wampirów, wilkołaków, czarownic. Nie masz nic, bo jesteś nikim, być człowiekiem i nie być wśród ludzi to nie życie. Tam... gdzie trafisz, będzie wszystko czego tylko zapragniesz, będą tam ludzie, muzyka, tańce... miłość. Tego Ci właśnie brak Caroline, miłości. Matt, świeży wampir, tak naprawde Cię nie kocha, w wakacje poznał Rebekę, jedną z pierwotnych wampirów, od wakacji ze sobą flirtują, a ty jesteś taka naiwna - zaczął śmiać się ze mnie David.
-Idź do diabła. Nie wiesz nic o mnie i o moim życiu, a Klaus, zdobędzie tą krew czy tego chcesz czy nie. A poza tym do rytuału potrzebuje mnie żywej, więc krew w woreczkach nic mu nie da. Twój plan zawiódł. - powiedziałam mu prawdę.
-Jesteś pewna, jestem czarownikiem, więc znam się trochę na magii, jeśli czarodziej chce czegoś naprawdę to wszystko jest możliwe. Twoje krew ma w sobie dość dużo krwi Petrovych, więc rytułał można odprawić na różne sposoby... A teraz bądź spokojna, nie chce żeby krew była niesmaczna... Taki żart - powiedział David i zostawił mnie samą w pokoju.

****
Nie miałam siły, próbowałam sobie przypomnieć wszystkie dobre momęty mojego życia z ostatnich kilku lat i jedynym dobrym momętem był Matt. Nie wiem czy David mówił prawdę z tą pierwotną i Mattem. Chciałam, aby to nieokazało się prawdą. Kolejny wareczek był już prawie zapełniony. Ciekawe ile jeszcze, zanim zleci ostatnia kropla i poprostu zamknę oczy. Usłyszałam jakiś trzask, nie miałam siły patrzeć co się dzieje więc przymknełam oczy. Ale coś ewidentnie się stało... ktoś wszedł do pokoju w którym byłam więziona, szybko poczułam oddech tego kogoś na sobie. Nie miałam siły otworzyć oczu.

-Caroline? - zapytał mnie mężczyzna, to był Klaus. Wkońcu pomyślałam "wreszcie"
-Taaa.. -powiedziałam ochrypłym głosem
-Chodź, idziemy. - powiedział Klaus po czym szybko uwolnił mnie od lin. Spróbowałam podnieść się z krzesła a kiedy stanęłam na równe nogi straciłam równowagę i momętalnie uszła ze mnie cała energia. Przed upadkiem na podłogę ochronił mnie Klaus który wziął mnie w ramiona.
-Przepraszam nie mam siły, to już koniec- powiedziałam ostatkami sił.
-Nie, musisz żyć, jesteś mi potrzebna. - powiedział Klaus i uniusł mnie nad ziemie, byłam w jego objęciach i czułam się dziwnie bezpieczna. Po chwili usnęłam w jego ramionach.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział V



Caroline:

Po dłuższej chwili od kiedy zemdlałam, przebudziłam się. Nie czułam gruntu pod nogami, byłam niesiona przez kogoś. Chyba Damon mnie znalazł, nie pamiętałam nic co stało się po wejściu do domu Klausa. Nie wiem dlaczego. Próbowałam otworzyć oczy, udało mi się tylko lekko je przymróżyć, widziałam niewyraźnie, nie mogłam stwierdzić kto mnie niósł.

-Damon? - spytałam wyczerpana - postaw mnie, umiem chodzić.
-Jesteś pewna, ostatnim razem gdy biegłaś omało się nie zabiłaś. - to nie był Damon, tylko Klaus.

Od razu próbowałam wyrwać się z jego ramion. Udało mi się, ale nie zdążyłam postawić nóg na ziemie i wylądowałam na trawie.

-Aaaaał.... - próbowałam nie jęczeć z bólu, ale nie mogłam, bolało mnie wszystko. - Zostaw mnie.
-Gdy Cię zostawie, każdy wampir w Mistic Falls może tak poprostu podejść do Ciebie i wyssać z Ciebie krew, jesteś pewna że chcesz abym to zrobił kochana? - zapytała sarkastycznie hybryda.
-Tak, zostaw mnie tu samą, wole umrzeć niż być ocalona przez Ciebie - mówiłam i jednocześnie próbowałam wstać. Nie miałam siły, położyłam się na trawie.
-Jeśli sobie tego życzysz, kochana! - powiedział Klaus i odszedł.

Nie tracąc czasu wyciągnęłam telefon z kieszeni, był zalany. Nie miałam się jak skontaktować z kimkolwiek Pewnie już się o mnie martwią. Pomyślałam . Kilka razy próbowałam się podnieść, aż wkońcu się udało, znajdowałam się przy rowie obok jakiejś drogi. Szłam resztkiem sił, miejąc nadzieje że w pobliżu jest jakiś ratunek, byłam głodna, senna, zmarznięta i okaleczona, a na dodatek zgubiona. Szłam i rozmyślałam nad wszystkim, po długiej i męczącej drodze znalazłam stację benzynową, Nareszcie pomyślałam. Czym prędzej udałam się do sklepu stacjii paliw. Weszłam i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, gdy zobaczył mnie rozmazaną i umazaną krwią wytrzeszczył na mnie oczy.

- Proszę pani, coś się pani stało? Ktoś panią zaatakował? - wypytywał mnie mężczyzna.
-Nie uwierzy mi pan jak panu powiem, nie czuje się najlepiej, wszystko mnie boli, jestem głoda... Gdzie ja właściwie jestem, co to za miejsce? - pytałam zdezorientowana.
-Jest pani na samym końcu Atlanty. Mogę pani zaoferować jedzenie i coś ciepłego do picia, nic więcej. Jest pani cała umazana krwią, jest pani zziębnięta. Mogę zawieść panią do szpitala lub na komisariat. - złożył mi ofertę mężczyzna.
-Ale pan musi mi pomóc, ma pan może wodę, zlew bądź cokolwiek? Chętnie też coś zjem i napiję się czegoś ciepłego, a może ma pan jakieś ubrania, mogą być stare albo mundurek taki jak ma pan na sobie. - potrzebowałam pomocy...
-Proszę, to jest kluczyk do łazienki, prosto i w lewo, nie ma tam prysznica ale jest zlew i ubikacja. Tutaj ma pani moje ciuchy w których przyszedłem dziś do pracy, ja zostanę w tych w których teraz jestem. Zaraz zaparzę pani herbaty. - powiedział mężczyzna podając mi ubrania i kluczyk.
-Dziękuje, naprawde. - wzięłam rzeczy i ruszyłam w kierunku łazienki.

Mężczyzna się tylko uśmiechnął, ja powędrowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam, wyglądałam okropnie, włosy mokre, cała we krwi i jeszcze rozmazany makijaż. Szybko się rozebrałam i wytarłam z siebie krew ręczniczkami do rąk, ubrałam zaduże na mnie ciuchy, na szczęście spodnie miały pasek więc mi nie spadały. Było mi ciepło. Ubrudzone ciuchy wyrzuciłam do kosza, Zmazałam dokładnie wodą makijaż, spojrzałam na mój nadgarstek, już zakrzepł ale wciąż bolał. Spojrzałam na drugi nadkarstek, miałam na nim frotkę do włosów. Szybko więc ją ściągnęłam i zawiązałam włosy w kuzyka. Wyglądałam lepiej, ale wciąż nie dobrze. Wyszłam z łazienki i położyłam na ladę kluczyk, w powietrzu unosił się zapach parzonej herbaty.

-Herbata już gotowa, kanapke masz na stoliku - wołał mnie mężczyzna , weszłam do kantorka i uśmiechnęłam się. Konałam z głodu. - Smacznego.
-Dziękuje, wogóle dziękuje za to co pan dla mnie zrobił, mógł mnie pan olać i zignorować...- podziękowałam mu, wypadało za to co dla mnie zrobił.- z tego wszystkiego nawet się nie przedstawiłam, jestem Caroline.
-A ja David, miło mi panią poznać, chodź okoliczności nie są sprzyjające- uśmiechnęł się do mnie David.
-Tak wogóle to która jes godzina?
- Jest dobrze po trzeciej w nocy. Co dokładnie się stało, ktoś panią zaatakował?- zapytał mnie David, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, że uciekałam przed śmiercią?
- Jakiś facet próbował mnie ... okraść, ale udało mi się uciec, po drodze upadłam i nabiłam się nadgarstkiem na szkło. Później musiałam przejść rzekę, stąd jestem mokra, a jeszcze później przewróciłam się na brzuch, tak że zaczęłam wymiotować krwią - mieszałam wydażenia, trochę musiałam kłamać, ale wszystko zaczęło mi się przypominać, pewnie dlatego że ochłonęłam.
- To nieza fajnie, a teraz jedz Caroline, musisz się wzmocnić, ja idę za ladę, gdybyś czegoś potrzebowała wołaj - powiedział David, wstał i ruszył w kierunku lady.
-David, poczekaj, gdyby ktoś tu był, pod żadnym pozorem nie mów że jestem tutaj, aha masz jeszcze coś - ściągnęłam bransoletke z werbeną i założyłam na nadgarstek mężczyźnie - to moja... bransoletka na szczęście, jak widać mi  przynosi pecha ale może tobienie będzie , prosze Cię noś ją zawsze. - powiedziałam i zaczęłam jeść.
-Dobrze, będe. A teraz odpocznij.

Tak też zrobiłam, zjadłam i wypiłam gorącą herbatę, położyłam się na wersalce która była dziwnym trafem w kantorku i usnęłam......



Klaus:

Od kiedy porzuciłem Caroline przy drodze, krążyłem po lesie, musiałem ją zostawić.Zrobiłaby sobie większą krzywde wyrywając się z moich objęć, niż chodzenie po drodze w środku nocy szukając ratunku. Jest taka naiwna sądząc, że nie będzie brała udziału w rytuale. Pomyślałem. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wybrałem numer do Stefana, po trzech sygnałach odebrał.

-Gdzie jest Caroline, co jej zrobiłeś - zapytał z marszu Stefan
-A gdzie jest powitanie... - zapytałem żartobliwie
-Co jej zrobiłeś Klaus? - wypytywał Stefan rozwścieczony, chyba bardzo mu zależało na tej Caroline skoro poszedł z nią do mnie wiedząc że może już nie wrócić.
-Nic, zostawiłem ją tylko na drodze na pastwę losu.
- Słucham? To jest człowiek, nie jest na wszystko odporna tak jak ty!!!!! - wykrzyczał Stefan w telefon.
-Spokojnie, poprostu wystawiłem ją na pewną próbę, pewnie siedzi w tym samym miejscy w którym ją zostawiłem i czeka aż wrócę. - powiedziałem lekko poddenerwowany tym że ktoś na mnie krzyczy
-Chyba nie znasz Caroline, Klaus. Ona nie będzie tam na Ciebie czekała, chodźby miała się czołgać, sprowadzi pomoc na siebie. - oznajmił mi Stefan. - Znajdź ją, jest Ci przecież potrzebna....
-Nie szantażuj mnie. - powiedziałem to i rozłączyłem się.

W wampirzym tępie znalazłem się w miejscu gdzie porzuciłem Caroline, nie było jej tam. Nie mogła daleko uciec. Była człowiekiem i na dodatek była ranna..... Zacząłem przeszukiwać las, może zasłabła gdzieś....

Caroline:

Obudził mnie ból, tak jakby ktoś wbijał szpilki w moją ręke. Otworzyłam oczy, nie leżałam już na wersalce na stacji benzynowej , tylko przywiązana do krzesła. W zupełnie innym miejscu, dużym i staroświeckim, śmierdziało palonymi zielskami. Przy mnie stała jakaś kobieta i zmieniała woreczek pełny krwi na pusty. W ręke miałam wbitą igłe.

- Czekaj, co ty robisz - zapytałam słaba - Dlaczego zabierasz moją krew.
-Nie wiem, nie powiedziano mi dlaczego, poprostu mam to robić i tyle. - powiedziała obojętnie kobieta.

Ktoś spuszczał ze mnie krew. Nie mogłam na to pozwolić, nie moge umrzeć. Zaczęłam wiercić się na krześle próbując uwolnić się od lin którymi byłam przywiązana do krzesła, miałam ja na rękach, tali i nogach. Nie mogłam się wysfobodzić. Zaczęłam płakać i dalej się wiercić.

-Im bardziej będziesz się wiercić tym bardziej będziesz cierpieć - powiedział mężczyzna, to był David.
-David, jak dobrze że tu jesteś, proszę Cie pomóż mi! - poprosiłam, nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego tu jestem.
-Niestety, Caroline. Nie pomogę Ci, moim zadaniem jest pozbawić Cię ostatniej kropli krwi..- powiedział David i szydersko się uśmiechnął........

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział IV

Klaus:


-Historię mojego ludzkiego życia znacie kiedy spotkałem Was w wakacje, kilkaset lat po mojej przemianie, poznałem czwartą Petrovą, Nazywała się Kristina. Nie miała urody Petrovych ale miała ich krew. Próbowałem już wtedy złamać klątwe, ale powiedziała że jest w ciąży z matką Kateriny Nie mogłem jej zabić bo zakończyłbym ród Petrovych. Kristina miała siostre przyrodnią Cloui, miały tą samą matkę lecz innych ojców. Kristina zmarła w czasie porodu a ja nie wiedziałem że Cloui ma w sobie krew Petrovych, próbowałem uporać się z Kateriną, ale wyszło jak wyszło... I teraz zobacz Caroline, jesteś tu. I będziesz moją ofiarą. - powiedziałem zadowolony ze swojej wypowiedzi.

-Nie tak szybko Klaus, czyli chcesz powiedzieć że Caroline i Elena są spokrewnione? - zapytał Stefan rozpruwasz
-Nie są spokrewnione, to wszystko działo się setki lat temu, wszystkie podobizny i pokrewieństwa z czasem się zatarły, została tylko krew która też się jednak zacierała. Muszę zobaczyć ile Caroline ma w sobie krwi Petrowych. - stwierdziłem, widziałem strach w oczach Caroline.
-Caroline nie będzie brała w tym udziału.- powiedział stanowczo Stefan
-Czy tego chce czy nie, musi to zrobić. - powiedziałem nieco zdenerwowany- Caroline, kochana, chodź przedstawie Cię mojej czarownicy - stanąłem przed nią i podałem jej uprzejmie ręke, tak aby bezpiecznie wstała.

Nie pochwyciła mojej dłoni, wstała, popatrzyła mi w oczy i ominęła mnie szerokim łukiem, zaśmiałem się pod nosem. W wampirzym tępie znalazłem się koło niej. Przestraszyła się. Stefan już zerwał się na równe nogi.

-Powinnaś być dla mnie miła... mogę zrobić Ci krzywde. - zagroziłem jej.

Caroline wbiła mi kołek w serce i uciekła jak najszybciej mogła, wyciągnąłem kołek z serca i w wampirzym tępie skręciłem kark Stefanowi. Miałem ochote wyssać krew z tej Caroline. Dębowe drzwi otworzyły się a do nich wpadła wiedźma Bennett, która przy ostatnim rytuale próbowała mnie zabić. Rzucała na mnie jakieś zaklęcia, upadłem na kolana. Czułem ogromny ból jakby coś przyszywało mi czaszkę.Nagle ból minął, moja wiedźma zajęła się wiedźmą Bennett. Nie zabije jej, to nie zgodne z prawem czarownic, ale może ją trochę pomęczyć, tymczasem ja ruszyłem w pogoń za Caroline....

***


Caroline:


Kiedy wbiłam kołek w serce hybrydy, zaczęłam uciekać ile sił w nogach, nie miałam wampirzych ruchów więc trwało to trochę dłużej niż powinno... Po drodzę upadłam na ziemię i rozcięłam nadgarstek rozbitym szkłem, na dodatek kluczyki wypadły mi z ręki, było ciemno, po omacku próbowałam je znaleźć, na marne. Nie mogłam tracić czasu na szukanie czegoś czego nigdy nie zajde. Ruszyłam w strone lasu który otaczał dom Michealsona. Często się potykałam i wpadałam na drzewa. Wyczuje mnie, choćby i po zapachu krwi.

***


Nie miałam już więcej sił, oparłam się o jakieś drzewo i zsunęłam się po nim tak że usiadłam na ziemi, zaczełam głęboko oddychać. Przymknęłam na chwile oczy, padałam ze zmęczenia. Musiałam biec, Damon miał czekać na mnie po drugij stronie lasu w razie niepowodzenia. Wstałam i zaczęłam biec dalej, dotarłam do jakiejś rzeki, ufff pomyślałam, Stefan mówił że jak będe za nią to znaczy że nie zostało dużo drogi. Musiałam przejść przez rzeka, chyba nie jest głęboka pomyślałam, przecież ja nie umiem pływać. Trudno, pewnie nie jest głęboko. W tym momęcie zaczął lać desz, w jednym momęcie byłam cała mokra, na dodatek jest zerwała się straszna burza... Musze uciec, dobrze że się błyska przynajmniej coś widze. Pomyślałam. Weszłam do wody i zaczęłam iść w kierunku drugiego brzegu . Z każdym krokiem woda sięgała coraz wyżej. Po chwili pod butami nie czułam już piasku, musiałam płynąć, ale jak? Nie umiem. Machałam rękami i nogami próbując utrzymać się na powierzchni.

-Damon! Damon, pomóż mi! - wołałam o pomoc jednocześnie krztusząc się wodą - Ktokolwiek!

Cisza. Nikt nie przyszedł mi na ratunek, dalej krztusiłam się wodą i ciągla próbowałam ' płynąć ' , chyba trochę ruszyłam do przodu, o buta obtarł mi się kawałek podłoża. Pomęczyłam się jeszcze troche i dotknęłam piasku, wyskoczyłam szybko z wody i usiadłam na trawie. Wyplułam wodę z ust, pokaszlałam trochę, i zaczęłam biec dalej. Mój nadgarstek dalej krwawił. Nagle usłyszałam czyjeś wołanie.

-Caroline kochana, przedemną nie uciekniesz! - krzyczała hybryda - Czuje twoją krew nawet teraz gdy nie wiem gdzie dokładnie jesteś!

Już po mnie!!! pomyślałam, ale biegłam dalej, nie miałam już sił, ta woda wyczerpała ze mnie całą energię. Potknęłam się o korzeń drzewa wystający z ziemi, upadłam wprost na klatkę piersiową z takim impetem że aż zadźwięczało mi w głowie, zaczęłam potwornie kaszleć i wymiotować krwią, nie wiem co się działo. Nie mogłam przestać wymiotować. Poczułam czyiś wzrok na moim ciele:

-Coś ty zrobiła??? - zapytał rozwścieczony Klaus

Popatrzałam w jego oczy błagalnym spojrzeniem i zemdlałam...

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział III

Klaus:

****Dziś wczesnym południem wróciłem do Mistic Falls, miałem pewną sprawe do załatwienia, której nie załatwiłem w wakacje. ****

Siedziałem naprzeciw czarownicy i patrzyłem na nią zaciekawiony. Wykonywała jakieś zaklęcie, obok niej leżały zdjęcia mojej przyszłej ofiary , jakieś kartki z zaklęciami i jakieś zielska. Ciężko było mi namówić kolejną wiedźmę która odprawiłaby dla mnie kolejny rytułał, chodź tym razem ofiara miała być tylko jedna ciężko było mi je namówić, musiałem ją szantażować i grozić jej. Ostatni rytułał uczynił mnie hybrydą dzięki krwi dopellgenera, ale nie mogłem tworzyć odrębnego gatunku, ponieważ krew sobowtóra jest wampirza. Dlatego robiłem wszystko by znaleźć wiedźmę która przeniesie linie krwi Petrovych do innego ciała. Okazało się że rodzina Petrovych miała dużo wspólnego z rodziną Forbes. Matka Kateriny i prapraprapra[.....] babka Caroline były siostrami ciotecznymi, więc młoda Forbes ma 'kilka kropel' krwi Petrovych w swoim krwiobiegu. I dlatego to Caroline będzie brała udział w rytuale, a że musi zginąć podczas rytuału, wiedźma stworzyła eliksir dzięki któremu ofiara będzie nadal żyła. Czy ten świat nie jest wspaniały? pomyślałem i zaśmiałem się pod nosem.

-Wszystko wporządku wiedźmo, kiedy będziemy mogli odprawić rytuał?- spytałem oczekując zadowalającej mnie odpowiedzi.
-Nie jestem pewna, musze ją poczuć, nie wiem ile ma w sobie krwi Petrovych. Przyprowadź mi ją!-zarządała.
-Będzie tu o 20.00 , kazałem jej być. Wtedy zobaczysz, tymczasem ja ode się przygotować, wkońcu nie codziennie poznaje się swoje ofiary. Jest 19.35, zaraz powinna być, fantastycznie! Też czujesz to podekscytowanie? - zapytałem z sarkazmem w głosie nie czekając na odpowiedź.


Caroline:

-Wszystko jest dobrze obmyślone, ale jeśli coś nie wyjdzie, jeśli on ma swoje czarownice, co wtedy?- zapytałam .
-Myśle że wszystko pójdzie po mojej myśli- stwierdziła przekonana Bonnie.
-Caroline musimy już jechać.Jesteś gotowa? - zapytał zatroskany Stefan
-Tak , możemy jechać.- powiedziałam i rudzyłam w kierunku drzwi.

Przejażdżka do willi pierwotnego nie zajeła nam dużo czasu, bałam się strasznie sie bałam. Nie o siebie, tylko o Stefana, nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego że w pewnym sensie go kocham. Jest dla mnie jak brat. Wjechaliśmy na podjazd willi Michaelsona. Stefan zgasił auto i popatrzał na mnie.

-Jesteś gotowa? - zapytał
-Nigdy nie będe gotowa, najchętniej nie szłabym tam, tylko wypiła z tobą whisky i obejrzała jakiś dobry film, ale to jest moje życie więc nie ma miejsca w nim na przyjemności.
-Obiecuje Ci, że jak to wszystko się skończy to obejrzymy film i napijemy sie tak aby na następny dzień tego nie pamiętać. - powiedział to po czym wysiadł z samochodu, w wampirzym tępie otworzył mi drzwi.
-Dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.

Klaus:

Czekałem wyszykowany przy stole pełnym ludzkiego jedzenia. Była 19.59. Miała minutę. Byłem dziwnie podekscytowany zjawieniem się jej tu. Nie wiem dlaczego. 20.00 Zadzwonił dzwonek do domu, to pewnie ona. Podszedłem do dużych dębowych drzwi i otworzyłem je, stał za nimi mój były przyjaciel Stefan, a za nim drobniutka Caroline. Uchyliłem szerzej drzwi i gestem zaprosiłem ich do środka, spojrzałem na moją ofiare, była piękna. Idealna, ale taka drobna i była człowiekiem a ja gardze ludźmi. Zapowiada się fantastyczny wieczór pomyślałem i się zaśmiałem.

-Miała być sama, dlaczego przyszłeś z nią? - zapytałem nieco rozwścieczony
-Mówiłeś że mam przyprowadzić Caroline, nie mówiłeś że ma być sama- stwierdził wampir.
-Moglibyśmy mieć to już z głowy? Chce wracać do domu.- powiedziała Caroline która wciąż chowała się za Stefanem, była przerażona. To mi się podobało, lubiałem wzbudzać strach w innych.
-Oczywiście, rozgośćcie się, opowiem Wam jak to się zaczęło i dlaczego ty kochana siedzisz teraz obok mnie- powiedziałem triumfalnie i zacząłe, opowiadać.........

Rozdział II

-Stefan? - powiedziałam niepewnie, próbując uspokoić siebie i Stefana. - Nikt mnie nie zabije, mam was. Dlaczego z całego świata ktoś miałby wybrać mnie?
- Nie wiem, powiedział że chodzi o Ciebie, że masz się stawić u niego o 20.00 , mamy tylko kilka godzin. Musimy coś wymyśleć.- mówił jak opętany
-Stefan, proszę Cie, powiedz że możemy go zabić!- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Caroline, ja nie wiem co powiedzieć, musimy powiedzieć Bonnie, może jej uda się coś robić. Ja nie mogę Cie stracić, straciłem już Lexi , nie moge stracić i Ciebie.

Popłakałam się na dobre, myśl że jakaś pierwotna wampiro-hybryda ma mnie zabić z niewiadomo jakiego powodu dobitnie mną wstrząsnęła, opadłam na podłogę, ukryłam twarz w dłoniach i się popłakałam. Myśli kłębiły się w mojej głowie ; śmierć, Matt, przyjaźń, Klaus, mama, moje życie. Nie mogłam przestać płakać.Stefan przykucnął obok mnie i mnie do siebie przytulił. Czułam się bezpieczna.

- Hej, hej... Caroline nie możesz płakać, nie teraz kiedy to wszystko się dzieje. Nie umrzesz, ja tego dopilnuje. Nie bój się ! Coś wymyślimy. - powiedział nieco spokojniejszym tonem niż dotychczas Stefan.
-O mój boże, on mnie zabije, co z mamą, Mattem , Bonnie i Eleną? Nie moge ich tak zostawić. Nie moge. - powiedziałam przez łzy.
-Nic się nikomu nie stanie, a zwłaszcza tobie, dobrze? A teraz idź do domu i przygotuj się, będe u Ciebie za godzine z Bonnie.
-Nie, moja mama będzie już w domu, ja przyjde tutaj. Za godzine.- powiedziałam, wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Stefan odprowadził mnie do samochodu, kiedy zamknął drzwi frontowe od domu Salvatorów ja ruszyłam w kierunku domu. Jechałam dość szybko, miałam odczucie jakby ktoś mnie śledził, ale nie zauważyłam nic podejrzanego.Zaparkowałam wóz na podjeździe i weszłam do domu. Poczułam zapach smażonego mięsa, hm... moja mama chyba wkońcu postanowiła coś ugotować. Od razu odezwał się mój żołądek, przez to wszystko od rana nic nie jadłam. Mama wyszła z kuchni i wytrzeszczyła na mnie oczy, pewnie wyglądałam strasznie, miałam rozmazany makijaż.

-Caroline, słońce co się stało? - powiedziała zmartwionym tonem podchodząc do mnie.
-Nic, to poprostu... Matt, ostatnio się nam nie układa, mieliśmy małą sprzeczke i tak wyszło.- skłamałam, musiałam. Nie mogę jej powiedzieć że ktoś wieczorem zamierza mnie zabić... - Co tak ładnie pachnie? Padam z głodu!
-Robie obiat, kotlety i frytki, dzisiaj będzie trochę tłusto - powiedziała Liz i uśmiechnęła się szeroko.- Będzie gotowe za 20 minut.
-Świetnie, akurat zdarze iść pod prysznic i się przebrać.- powiedziałam i powędrowałam do mojego pokoju.

Na elektrycznym zegarku widniała godzina 16.30. Westchnęłam i wyciągnęłam z szafy czarne rurki, beżową bluzeczkę i ciemno brązowy sweter. Wyciągnęłam również bieliznę i ruszyłam w kierunku łazienki. Spojrzałam na okno, pogoda nie była już taka piękna jak rano, było chłodno i ponuro. Chyba zapowiadało się na burzę.Weszłam do łazienki i zaczęłam ściągać ubrania, zmiązałam włosy w koczek, spojrzałam w swoje odbicie. Rzucił mi się w oczy plaster na szyi który zakrywał moją ranę, od ugryzienia Matta. Zerwałam go i spojrzałam na dwie małe dziurki, hmm... już się goi. Po czym weszłam pod prysznic i dokładnie się wykąpałam. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem i zaczełam ubierać. Kiedy się już ubrałam wysfobodziłam włosy z koczka, tak że opadły swobodnie na moje ramiona. Nie wyglądały tak źle. Umalowałam się dość delikatnie po czym wyszłam z łazienki i psiknęłam się werbenowymi perfumami. Wyciągnęłam telefon z torebki i włożyłam do kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w czynności wykonywane przez moją mamę.

-Chyba nigdy nie widziałaś jak gotuje. Zawsze to tata nam gotował. - stwierdziła mama
-Nigdy nie widziałam, czy to jest... trudne? - zapytałam niepewnie.
-Dla mnie jest bardzo trudne, ostatnio poświęcałam czas tylko pracy, zapomniałam już jak się gotuje.- mówiła Liz wykładając na talerze przyżądzone danie. - Masz, jedz!- podstawiła mi talerz i podała sztućce.
-Dobre, a nawet pyszne- sprawiłam mały komplement swojej mamie, spojrzałam na zegarek, 17.00 , muszę się pospieszyć... pomyślałam i zaczęłam szybciej jeść. Kiedy już skończyłam, włożyłam talerz do zmywarki.

-Mamo ja wychodze, Bonnie mnie do siebie zaprosiła, mogę nie wrócić na noc, więc nie martw się.- znów skłamałam. Nienawidziłam jej okłamywać. Uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.

Droga do domu Salvatorów zleciała szybko, Stefan stał przed drzwiami i czekał na mnie. Wślizgnęłam się do środka domu i poczułam zapach palonych zielsk. To pewnie Bonnie, już coś czaruje.

-Caroline, wreszcie jesteś- powiedziała przyjaciółka i przytuliła mnie.
-Jestem, Stefan, nie chce iść do niego sama, nie poradze sobie.- stwierdziłam
-Wiemy, dlatego ja pójde z tobą, znam się z Klausem. - Powiedział spokojny Stefan.
-Dobrze, więc jaki jest plan?- powiedziałam a Bonnie ze Stefanem zaczeli tłumaczyć mi całą wizje dzisiejszego wieczoru.

Rozdział I

Rozdział I

_______________________________________________________________________


Caroline:

" Kochany pamiętniku"
 Kolejny tydzień szkoły, kolejne zmagania się z wampirzymi przyjaciółmi, walczenie o przetrwanie każdego dnia. Gdzie w tym ja? W tej chwili powinnam tak jak rok temu, przejmować się jaki ciuch dziś ubrać, z kim pójść na randkę. Dziś martwię się o to kogo z moich bliskich stracę, bądź kto stanie się wampirem. Matt, wydaje mi się że jestem w nim zakochana, ale niedawno stał się wampirem. Przeżywam to gorzej od niego, jest mi z tym ciężko. Ale nie mogę się załamać, muszę pokazać mu , że jestem silna, żeby nie stracił kontroli nad swoim pragnieniem krwi. Muszę zacząć szykować się do szkoły, powiedziałam wczoraj Mattowi że dam mu dziś przed szkołą odrobine mojej krwi, tak aby w czasie lekcji zapanował nad głodem. 

Zamknęłam mój fiołkowo-zielony pamiętnik i włożyłam go do skurzanej torby szkolnej. Wyciągnęłam z szafy sukienke w kwiatuszki i beżowy krótki sweter. Wzięłam ze sobą również bieliznę i udałam się do mojej łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę która utuliła moje ciało. Podczas kąpieli rozmyślałam na temat Matta, a konkretniej nad tym czy zdoła panować nad głodem....

Nie, nie mogę się tym tak udręczać, zawsze przecież może być gorzej. Pomyślałam i zakręciłam kurek z bierzącą wodą, wyszłam z pod prysznica i owinęlam się ręcznikiem. Wytarłam się i ubrałamWysuszyłam włosy i zrobiłam z nich 'fale'. Zrobiłam sobie lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Prysnęłam się perfumami z werbeny i włożyłam naszyjnik z werbeną w środku, który podarował mi Stefan. Ja podarowałam mu wtedy woreczek z jego ulubioną krwią RH-. Przeżuciłam torbę przez ramię, wzięłam leżące na białej toaletce klucze od domu, i wyszłam. Zamknęłam drzwi na klucz, wsiadłam do mojego samochodu i ruszyłam w kierunku szkoły.


Zaparkowałam samochód na parkingu przed szkołą i wyszłam z auta. Weszład do szkoły i ruszyłam w kierunku miejsca ćpunów. Poszłam w miejsce które do niedawna było moje i Matta, zawsze podczas długiej przerwy się tam spotykaliśmy. Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam Matta opartego o ściane.

-Przepraszam za spóźnienie, po drodze musiałam jeszcze zatankować wóz. -powiedziałam próbując ukryć to że się troche boję.
-Nic się nie stało, nie czekałem ąz tak długo, Elena i Bonnie będą już w klasie. Powiedziały że mają nowy temat do rozmów. Ale nie wnikałem w szczegóły. Stefana dziś nie będzie w szkole, ma jakąś ważną sprawę do załatwienia. Ammm... - chyba nie wiedział już co powiedzieć, więc wiem co teraz musiałam zrobić.
- Moglibyśmy mieć to już za sobą? - zapytałam jednocześnie odgarniając włosy na jeden bok, tak aby Matt mógł wgryść się w moją szyję.
-Jasne, jesteś pewna że chcesz to zrobić Care? - zapytał niepewny, jego oczy już się przekrwawiały.
-Jestem pewna - odpowiedziałam z udawanym uśmiechem na twarzy.

Matt zbliżył się do mnie, spojrzał mi w oczy po czym wgryzł się w moją szyję. Czułam podniecenie Matta, nie wiedziałam że chce aż tyle wypić. Szyja zaczęła mnie boleć. Próbowałam oderwać od siebie Matta, na marne.

-Matt, jesteś pewnien że tyle chcesz wziąć?- nic nie odpowiedział, pił nadal.- Matt to boli, sprawiasz mi ból. Ałł!!!!

Oderwał się odemnie i spojrzał mi w oczy, jego wzrok mówił że nie może się powstrzynać. Przeraziłam się, ale nie uciekłam, wiem że to by go jeszcze bardziej zmotywowało do wypicia jeszcze większej ilości krwi.

-Caroline, ja .. przepraszam. Nawet nie wiesz jak bardzo... - mówił to i jednocześnie grzebał w plecaku. A ja stałam przerażona. - Masz, mam nadzieje że sobie z tym poradzisz, nie mogę patrzeć na tą ranę, od razu chce mi się krwi. Jeszcze raz przepraszam , musze już iść. Do zobaczenia w Grillu.

Powiedział to i odszedł. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam zdezorientowana. Bycie wampirem zmieniło go.Wytarłam szyje chusteczkami higienicznymi które wcześniej mi dał, nakleiłam mały plasterek w miejsce ran i poszłam na lekcje.

Podczas długiej przerwy wyszłam z Eleną i Bonnie na szkolny dziedziniec. Dziewczyny były czymś podekscytowane, ale nie wiem czym.

-Hmm.. Matt powiedział mi że jesteście podekscytowane przyjazdem kogoś do Mystic Falls. Kto ma przyjechać?-spytałam mało zaciekawiona, chyba wypadało o to zapytać.
-To nie taki sobie ktoś, to pierwotny wampir i na dodatek pierwotna hybryda, przyjeżdża tu po raz drugi, był tu w wakacje ale nie znalazł tego czego szuka i wyjechał, dziś wraca.- powiedziała Bonnie.
-No tak, jest przystajny i ma brytyjski akcent, nazywa się Klaus Michealson.-powiedziała podekscytowana Elena.
-I czym tu sie tak ekscytować, przecież obie macie chłopaków, a z waszych wcześcniejszych opowieści ten cały Klaus to zło wcielone. Powinnyście się raczej go bać niż zachwycać jego powrotem tu.- powiedziałam to i udałam się do damskiej toalety. Było mi słabo.

Weszłam do łazienki i usiadłam na toalecie, schowałam twarz w rękach i zaczęłam głęboko oddychać. Zadźwięczał mój telefon, przyszedł mi sms od Stefana ' gdzie jesteś ' , hmm dość dziwne pytanie. 'W szkole, coś się stało?' odpisałam mu. Schowałam telefon do torby i wyszłam z toalety, podeszłam do zlewu i popatrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam blado. Trudno. Nagle któś pociągnął mnie za ręke i wyszedł ze mną z toalety. To był Stefan, ale był inny. Zdenerwowanie i przerażenie mieszało się na jego twarzy. Próbowałam wyswobodzić się z jego uchwytu. Na marne, był silny.Gdy wyszliśme ze szkoły wziął mnie w ramiona i w wampirzym tempie znaleźliśmy się u niego w domu. Nie wiedziałam co się stało.

-Ałłlł, Stefan!!! O co Ci chodzi.- zapytałam nieco zła i przestraszona.- O co chodzi?! - wykrzyknęłam
-To Klaus, on... on Cie zabije. Musimy coś zrobić, ja na to nie pozwole! - mówił zagubiony Nie mogę mu na to pozwolić.... 
PROLOG                                                


Mystic Falls. To tu żyją wszystkie kreatury tego świata, są tu wampiry, hybrydy, wilkołaki, czarownice i jestem też ja, Caroline Forbes. Jestem normalnym człowiekiem, właściwie nie takim normalnym skoro wiem o istnieniu nadnaturalnych istot. Mam dwie najlepsze przyjaciółki; Bonnie która jest czarownicą oraz Elenę która jest wampirem. Mam również najlepszego przyjaciela Stefana, który również jest wampirem.   


Mieszkam z moją mamą Liz, jest szeryfem więc nie mam z nią dość matczynych kontaktów. Chodzę do czwartej klasy liceum, rok szkolny niedawno się zaczął.Wakacje spędziłam u mojego taty w Californi.


Jestem blondynką o średnim wzroście , jestem typem nieprzystępnej dziewczyny. Jestem przeciętną nastolatką, no może gdyby nie fakt że otaczają mnie nadnaturalne istoty....       
Z samego początku nim zacznę pisać chciałam się przedstawić.

Hej! To ja, kolejna fanka Klaroline! Uwielbiam TVD , a w szczególności Klausa i Caroline. To właśnie im poświęcony będzie mój blog. Z góry dziękuje za czytanie go!