Klaus:
-Historię mojego ludzkiego życia znacie kiedy spotkałem Was w wakacje, kilkaset lat po mojej przemianie, poznałem czwartą Petrovą, Nazywała się Kristina. Nie miała urody Petrovych ale miała ich krew. Próbowałem już wtedy złamać klątwe, ale powiedziała że jest w ciąży z matką Kateriny Nie mogłem jej zabić bo zakończyłbym ród Petrovych. Kristina miała siostre przyrodnią Cloui, miały tą samą matkę lecz innych ojców. Kristina zmarła w czasie porodu a ja nie wiedziałem że Cloui ma w sobie krew Petrovych, próbowałem uporać się z Kateriną, ale wyszło jak wyszło... I teraz zobacz Caroline, jesteś tu. I będziesz moją ofiarą. - powiedziałem zadowolony ze swojej wypowiedzi.
-Nie tak szybko Klaus, czyli chcesz powiedzieć że Caroline i Elena są spokrewnione? - zapytał Stefan rozpruwasz
-Nie są spokrewnione, to wszystko działo się setki lat temu, wszystkie podobizny i pokrewieństwa z czasem się zatarły, została tylko krew która też się jednak zacierała. Muszę zobaczyć ile Caroline ma w sobie krwi Petrowych. - stwierdziłem, widziałem strach w oczach Caroline.
-Caroline nie będzie brała w tym udziału.- powiedział stanowczo Stefan
-Czy tego chce czy nie, musi to zrobić. - powiedziałem nieco zdenerwowany- Caroline, kochana, chodź przedstawie Cię mojej czarownicy - stanąłem przed nią i podałem jej uprzejmie ręke, tak aby bezpiecznie wstała.
Nie pochwyciła mojej dłoni, wstała, popatrzyła mi w oczy i ominęła mnie szerokim łukiem, zaśmiałem się pod nosem. W wampirzym tępie znalazłem się koło niej. Przestraszyła się. Stefan już zerwał się na równe nogi.
-Powinnaś być dla mnie miła... mogę zrobić Ci krzywde. - zagroziłem jej.
Caroline wbiła mi kołek w serce i uciekła jak najszybciej mogła, wyciągnąłem kołek z serca i w wampirzym tępie skręciłem kark Stefanowi. Miałem ochote wyssać krew z tej Caroline. Dębowe drzwi otworzyły się a do nich wpadła wiedźma Bennett, która przy ostatnim rytuale próbowała mnie zabić. Rzucała na mnie jakieś zaklęcia, upadłem na kolana. Czułem ogromny ból jakby coś przyszywało mi czaszkę.Nagle ból minął, moja wiedźma zajęła się wiedźmą Bennett. Nie zabije jej, to nie zgodne z prawem czarownic, ale może ją trochę pomęczyć, tymczasem ja ruszyłem w pogoń za Caroline....
***
Caroline:
Kiedy wbiłam kołek w serce hybrydy, zaczęłam uciekać ile sił w nogach, nie miałam wampirzych ruchów więc trwało to trochę dłużej niż powinno... Po drodzę upadłam na ziemię i rozcięłam nadgarstek rozbitym szkłem, na dodatek kluczyki wypadły mi z ręki, było ciemno, po omacku próbowałam je znaleźć, na marne. Nie mogłam tracić czasu na szukanie czegoś czego nigdy nie zajde. Ruszyłam w strone lasu który otaczał dom Michealsona. Często się potykałam i wpadałam na drzewa. Wyczuje mnie, choćby i po zapachu krwi.
***
Nie miałam już więcej sił, oparłam się o jakieś drzewo i zsunęłam się po nim tak że usiadłam na ziemi, zaczełam głęboko oddychać. Przymknęłam na chwile oczy, padałam ze zmęczenia. Musiałam biec, Damon miał czekać na mnie po drugij stronie lasu w razie niepowodzenia. Wstałam i zaczęłam biec dalej, dotarłam do jakiejś rzeki, ufff pomyślałam, Stefan mówił że jak będe za nią to znaczy że nie zostało dużo drogi. Musiałam przejść przez rzeka, chyba nie jest głęboka pomyślałam, przecież ja nie umiem pływać. Trudno, pewnie nie jest głęboko. W tym momęcie zaczął lać desz, w jednym momęcie byłam cała mokra, na dodatek jest zerwała się straszna burza... Musze uciec, dobrze że się błyska przynajmniej coś widze. Pomyślałam. Weszłam do wody i zaczęłam iść w kierunku drugiego brzegu . Z każdym krokiem woda sięgała coraz wyżej. Po chwili pod butami nie czułam już piasku, musiałam płynąć, ale jak? Nie umiem. Machałam rękami i nogami próbując utrzymać się na powierzchni.
-Damon! Damon, pomóż mi! - wołałam o pomoc jednocześnie krztusząc się wodą - Ktokolwiek!
Cisza. Nikt nie przyszedł mi na ratunek, dalej krztusiłam się wodą i ciągla próbowałam ' płynąć ' , chyba trochę ruszyłam do przodu, o buta obtarł mi się kawałek podłoża. Pomęczyłam się jeszcze troche i dotknęłam piasku, wyskoczyłam szybko z wody i usiadłam na trawie. Wyplułam wodę z ust, pokaszlałam trochę, i zaczęłam biec dalej. Mój nadgarstek dalej krwawił. Nagle usłyszałam czyjeś wołanie.
-Caroline kochana, przedemną nie uciekniesz! - krzyczała hybryda - Czuje twoją krew nawet teraz gdy nie wiem gdzie dokładnie jesteś!
Już po mnie!!! pomyślałam, ale biegłam dalej, nie miałam już sił, ta woda wyczerpała ze mnie całą energię. Potknęłam się o korzeń drzewa wystający z ziemi, upadłam wprost na klatkę piersiową z takim impetem że aż zadźwięczało mi w głowie, zaczęłam potwornie kaszleć i wymiotować krwią, nie wiem co się działo. Nie mogłam przestać wymiotować. Poczułam czyiś wzrok na moim ciele:
-Coś ty zrobiła??? - zapytał rozwścieczony Klaus
Popatrzałam w jego oczy błagalnym spojrzeniem i zemdlałam...
Na początku myślałam, że może Stefcio przemieni ją w końcu w wampira, ale się pomyliłam. I dobrze. Co prawda wolę Caroline, jak jest wampirem, jednak twoje opowiadanie to co innego. No i co się stało na końcu? Takie urwanie akcji. :o Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. I przepraszam, że komentarz tak późno, ale nie mogłam uzbierać myśli w całość. :) Pozdrawiam. :D
OdpowiedzUsuńEj wiesz co? Żałuję że wcześniej nie miałam czasu tutaj do cb wejść :3 Nadrobiłam zaległości i jestem zachwycona :3 Trzymasz w napięciu do ostatniego słowa, do ostatniej litery <3 Jakie ciary xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, czekam na nexta i zapraszam do mnie :3 Gdybyś mogła to skomentuj i przeczytaj ;D Po prostu napisz co myślisz :3
http://carolineiklaus-loveforever.blogspot.com/
Jestem zachłanną fanką twoich opowiadań, znam dobrze twoją stronę i liczę się z twoim zdaniem. Dziękuję za dobre słowo, przeczytanie tych rozdziałów i komentarz.
Usuń