czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział V



Caroline:

Po dłuższej chwili od kiedy zemdlałam, przebudziłam się. Nie czułam gruntu pod nogami, byłam niesiona przez kogoś. Chyba Damon mnie znalazł, nie pamiętałam nic co stało się po wejściu do domu Klausa. Nie wiem dlaczego. Próbowałam otworzyć oczy, udało mi się tylko lekko je przymróżyć, widziałam niewyraźnie, nie mogłam stwierdzić kto mnie niósł.

-Damon? - spytałam wyczerpana - postaw mnie, umiem chodzić.
-Jesteś pewna, ostatnim razem gdy biegłaś omało się nie zabiłaś. - to nie był Damon, tylko Klaus.

Od razu próbowałam wyrwać się z jego ramion. Udało mi się, ale nie zdążyłam postawić nóg na ziemie i wylądowałam na trawie.

-Aaaaał.... - próbowałam nie jęczeć z bólu, ale nie mogłam, bolało mnie wszystko. - Zostaw mnie.
-Gdy Cię zostawie, każdy wampir w Mistic Falls może tak poprostu podejść do Ciebie i wyssać z Ciebie krew, jesteś pewna że chcesz abym to zrobił kochana? - zapytała sarkastycznie hybryda.
-Tak, zostaw mnie tu samą, wole umrzeć niż być ocalona przez Ciebie - mówiłam i jednocześnie próbowałam wstać. Nie miałam siły, położyłam się na trawie.
-Jeśli sobie tego życzysz, kochana! - powiedział Klaus i odszedł.

Nie tracąc czasu wyciągnęłam telefon z kieszeni, był zalany. Nie miałam się jak skontaktować z kimkolwiek Pewnie już się o mnie martwią. Pomyślałam . Kilka razy próbowałam się podnieść, aż wkońcu się udało, znajdowałam się przy rowie obok jakiejś drogi. Szłam resztkiem sił, miejąc nadzieje że w pobliżu jest jakiś ratunek, byłam głodna, senna, zmarznięta i okaleczona, a na dodatek zgubiona. Szłam i rozmyślałam nad wszystkim, po długiej i męczącej drodze znalazłam stację benzynową, Nareszcie pomyślałam. Czym prędzej udałam się do sklepu stacjii paliw. Weszłam i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, gdy zobaczył mnie rozmazaną i umazaną krwią wytrzeszczył na mnie oczy.

- Proszę pani, coś się pani stało? Ktoś panią zaatakował? - wypytywał mnie mężczyzna.
-Nie uwierzy mi pan jak panu powiem, nie czuje się najlepiej, wszystko mnie boli, jestem głoda... Gdzie ja właściwie jestem, co to za miejsce? - pytałam zdezorientowana.
-Jest pani na samym końcu Atlanty. Mogę pani zaoferować jedzenie i coś ciepłego do picia, nic więcej. Jest pani cała umazana krwią, jest pani zziębnięta. Mogę zawieść panią do szpitala lub na komisariat. - złożył mi ofertę mężczyzna.
-Ale pan musi mi pomóc, ma pan może wodę, zlew bądź cokolwiek? Chętnie też coś zjem i napiję się czegoś ciepłego, a może ma pan jakieś ubrania, mogą być stare albo mundurek taki jak ma pan na sobie. - potrzebowałam pomocy...
-Proszę, to jest kluczyk do łazienki, prosto i w lewo, nie ma tam prysznica ale jest zlew i ubikacja. Tutaj ma pani moje ciuchy w których przyszedłem dziś do pracy, ja zostanę w tych w których teraz jestem. Zaraz zaparzę pani herbaty. - powiedział mężczyzna podając mi ubrania i kluczyk.
-Dziękuje, naprawde. - wzięłam rzeczy i ruszyłam w kierunku łazienki.

Mężczyzna się tylko uśmiechnął, ja powędrowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam, wyglądałam okropnie, włosy mokre, cała we krwi i jeszcze rozmazany makijaż. Szybko się rozebrałam i wytarłam z siebie krew ręczniczkami do rąk, ubrałam zaduże na mnie ciuchy, na szczęście spodnie miały pasek więc mi nie spadały. Było mi ciepło. Ubrudzone ciuchy wyrzuciłam do kosza, Zmazałam dokładnie wodą makijaż, spojrzałam na mój nadgarstek, już zakrzepł ale wciąż bolał. Spojrzałam na drugi nadkarstek, miałam na nim frotkę do włosów. Szybko więc ją ściągnęłam i zawiązałam włosy w kuzyka. Wyglądałam lepiej, ale wciąż nie dobrze. Wyszłam z łazienki i położyłam na ladę kluczyk, w powietrzu unosił się zapach parzonej herbaty.

-Herbata już gotowa, kanapke masz na stoliku - wołał mnie mężczyzna , weszłam do kantorka i uśmiechnęłam się. Konałam z głodu. - Smacznego.
-Dziękuje, wogóle dziękuje za to co pan dla mnie zrobił, mógł mnie pan olać i zignorować...- podziękowałam mu, wypadało za to co dla mnie zrobił.- z tego wszystkiego nawet się nie przedstawiłam, jestem Caroline.
-A ja David, miło mi panią poznać, chodź okoliczności nie są sprzyjające- uśmiechnęł się do mnie David.
-Tak wogóle to która jes godzina?
- Jest dobrze po trzeciej w nocy. Co dokładnie się stało, ktoś panią zaatakował?- zapytał mnie David, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, że uciekałam przed śmiercią?
- Jakiś facet próbował mnie ... okraść, ale udało mi się uciec, po drodze upadłam i nabiłam się nadgarstkiem na szkło. Później musiałam przejść rzekę, stąd jestem mokra, a jeszcze później przewróciłam się na brzuch, tak że zaczęłam wymiotować krwią - mieszałam wydażenia, trochę musiałam kłamać, ale wszystko zaczęło mi się przypominać, pewnie dlatego że ochłonęłam.
- To nieza fajnie, a teraz jedz Caroline, musisz się wzmocnić, ja idę za ladę, gdybyś czegoś potrzebowała wołaj - powiedział David, wstał i ruszył w kierunku lady.
-David, poczekaj, gdyby ktoś tu był, pod żadnym pozorem nie mów że jestem tutaj, aha masz jeszcze coś - ściągnęłam bransoletke z werbeną i założyłam na nadgarstek mężczyźnie - to moja... bransoletka na szczęście, jak widać mi  przynosi pecha ale może tobienie będzie , prosze Cię noś ją zawsze. - powiedziałam i zaczęłam jeść.
-Dobrze, będe. A teraz odpocznij.

Tak też zrobiłam, zjadłam i wypiłam gorącą herbatę, położyłam się na wersalce która była dziwnym trafem w kantorku i usnęłam......



Klaus:

Od kiedy porzuciłem Caroline przy drodze, krążyłem po lesie, musiałem ją zostawić.Zrobiłaby sobie większą krzywde wyrywając się z moich objęć, niż chodzenie po drodze w środku nocy szukając ratunku. Jest taka naiwna sądząc, że nie będzie brała udziału w rytuale. Pomyślałem. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wybrałem numer do Stefana, po trzech sygnałach odebrał.

-Gdzie jest Caroline, co jej zrobiłeś - zapytał z marszu Stefan
-A gdzie jest powitanie... - zapytałem żartobliwie
-Co jej zrobiłeś Klaus? - wypytywał Stefan rozwścieczony, chyba bardzo mu zależało na tej Caroline skoro poszedł z nią do mnie wiedząc że może już nie wrócić.
-Nic, zostawiłem ją tylko na drodze na pastwę losu.
- Słucham? To jest człowiek, nie jest na wszystko odporna tak jak ty!!!!! - wykrzyczał Stefan w telefon.
-Spokojnie, poprostu wystawiłem ją na pewną próbę, pewnie siedzi w tym samym miejscy w którym ją zostawiłem i czeka aż wrócę. - powiedziałem lekko poddenerwowany tym że ktoś na mnie krzyczy
-Chyba nie znasz Caroline, Klaus. Ona nie będzie tam na Ciebie czekała, chodźby miała się czołgać, sprowadzi pomoc na siebie. - oznajmił mi Stefan. - Znajdź ją, jest Ci przecież potrzebna....
-Nie szantażuj mnie. - powiedziałem to i rozłączyłem się.

W wampirzym tępie znalazłem się w miejscu gdzie porzuciłem Caroline, nie było jej tam. Nie mogła daleko uciec. Była człowiekiem i na dodatek była ranna..... Zacząłem przeszukiwać las, może zasłabła gdzieś....

Caroline:

Obudził mnie ból, tak jakby ktoś wbijał szpilki w moją ręke. Otworzyłam oczy, nie leżałam już na wersalce na stacji benzynowej , tylko przywiązana do krzesła. W zupełnie innym miejscu, dużym i staroświeckim, śmierdziało palonymi zielskami. Przy mnie stała jakaś kobieta i zmieniała woreczek pełny krwi na pusty. W ręke miałam wbitą igłe.

- Czekaj, co ty robisz - zapytałam słaba - Dlaczego zabierasz moją krew.
-Nie wiem, nie powiedziano mi dlaczego, poprostu mam to robić i tyle. - powiedziała obojętnie kobieta.

Ktoś spuszczał ze mnie krew. Nie mogłam na to pozwolić, nie moge umrzeć. Zaczęłam wiercić się na krześle próbując uwolnić się od lin którymi byłam przywiązana do krzesła, miałam ja na rękach, tali i nogach. Nie mogłam się wysfobodzić. Zaczęłam płakać i dalej się wiercić.

-Im bardziej będziesz się wiercić tym bardziej będziesz cierpieć - powiedział mężczyzna, to był David.
-David, jak dobrze że tu jesteś, proszę Cie pomóż mi! - poprosiłam, nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego tu jestem.
-Niestety, Caroline. Nie pomogę Ci, moim zadaniem jest pozbawić Cię ostatniej kropli krwi..- powiedział David i szydersko się uśmiechnął........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz