wtorek, 31 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XIII

 Stali tak w pocałunku, który z minuty na minute stawał się coraz bardziej namiętny.Wydawać by się mogło, że czekali na tą chwilę całe życie, byli tak siebie spragnieni, jak to tylko możliwe.

-Mmm... - Caroline próbowała się opamiętać, zamiast tego jeszcze bardziej przyssała się do ust Klausa. - Niee.

Wszystko się skończyło, teraz była tylko ona i on, nie byli już 'oni' , Nadal blisko siebie czuli, że się nawzajem tracą.

-Przepraszam, ale ja... nie mogę. To jest złe, będzie łatwiej jak o tym zapomnimy.- z wielkim trudem Caroline pozbyła się tego napięcia które między nimi buzowało. - przepraszam...

-Łatwiej, ale nie lepiej, daj spokój Caroline. - chwycił ją za rękę - proszę, zostań. - błagał, sam się sobie dziwił, błagał. Tak bardzo pragnął jej towarzystwa, jej osoby.

-Nie mogę, naprawdę. Stefan pewnie na mnie czeka... - nie chciała patrzeć mu w oczy, nie chciała znowu poddać się jego urokowi... odeszła.

On został, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ich usta złączyły się w ich pierwszy pocałunek. Miał nadzieję, że wróci, czekał. Podszedł do miejsca w, którym do niedawna siedziała Caroline i pisała ową kartkę, która bardzo zaciekawiła Klausa :

'  [..]Jestem więźniem Klausa o którym przez ostatnie dni myślę często, za często. Chyba się zauroczyłam, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Człowiek, który robi złe rzeczy, to poprostu zły człowiek. Nie mogę sobie pozwolić na uczucie do bezdusznej istoty, ale jednak pozwoliłam, zabrnęło to za daleko. Jest też Stefan, najlepszy przyjaciel odkąd Elena jest wampirem... Chodzi o to, że wczoraj nie byliśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, gdybym nie odzyskała zdrowego rozsądku... ghhh... błagam... nie nyślałam wtedy o rozsądku... tylko o Klausie. [..] '.

'Czyli jednak, jest coś między nami...'

Tylko to zdanie zdołał złożyć w całość w jego burzy mózgów. Wiedział, że nie jest na straconej pozycji, ale wiedział, że jest też Stefan...Myśli nie dawały mu spokoju, musiał zaspokoić wampirze pragnienie, wybrał się na polowanie, chciał spróbować być taki jak Stefan.

***
(tymczasem u Caroline)

Szła przestronnym korytarzem, cała zapłakana. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, serce waliło jak oszalałe, poliki były mokre od łez, a usta wyjątkowo czerwone,  od pocałunku z Klausem. Na same wspomnienie o nim kręciło jej się w głowie. W myślach cały czas wyrzucała sobie, że pozwoliła mu na to, że źle postąpiła.

Otworzyła wielkie i ciężkie drzwi swojej sypialni, chciała zapaść się pod ziemie, schować pod kołdrę i już nigdy z pod niej nie wyjść. Weszła do ogromnego pokoju, szybko rzuciła się w kierunku łóżka, nadal szlochając. Miała wyrzuty sumienia, rozmyślała nad tym jak najdelikatniej powiedzieć to Stefanowi, czy w ogóle o tym mówić. Postanowiła spróbować.

Wstała z łóżka i ruszyła w kierunku sypialni Stefana, mając nadzieję, że ten wrócił już z polowania.

Zapukała delikatnie do drzwi, stała przy nich chwilę czekając...

Drzwi się otworzyły, a zza nich ujawniła się bardzo dobrze znana Caroline sylwetka  - Stefan. Nie mogła opanować płaczu, wybuchła i rzuciła się w ramiona mężczyzny. Zatroskany Stefan wziął Caroline na ręce i ułożył ją delikatnie na łóżku. Nie chciała się od niego oderwać, nie chciała patrzeć mu w oczy i widzieć jego ból. 

Musiała to zrobić, przyznać się do błędu. Wzięła głęboki oddech gdy fala łez już minęła.

-Co się stało? - patrzył na jej zapłakaną twarz, przeczuwał, że zaraz usłyszy coś czego nie chciał usłyszeć, nigdy.

- Zanim się wściekniesz, wysłuchaj mnie, proszę..... Chodzi o to, że ja i Klaus...ja nie planowałam tego, nawet tego nie chciałam, tak wyszło. - próbowała tłumaczyć mu między wierszami, byle nie mówić tego głośno.

-Powiesz mi w końcu co się stało? - już wiedział, ale chciał to usłyszeć z jej ust. 

-Pocałowałam Klausa.. właściwie to on mnie... zresztą nie ważne, jest mi bardzo przykro, tak bardzo przepraszam Stefan.. - chciała go przytulić, ale nie zdobyła się na odwagę. Wstała z łóżka i zaczęła iść w kierunku drzwi. 

-Caroline! - dziewczyna stanęła w pół kroku - zostań, proszę. - Stefan wstał, czekał na reakcję Caroline.

Zastanowiła się czy dobrze robi, chciała żeby był szczęśliwy, choćby jej kosztem, ale czuła się przy nim szczęśliwa. Przy Klausie czuła się spełniona, teraz sama nie wiedziała, które uczucie nad nią góruje.
Podeszła do Stefana i wtuliła się w niego.
-Powiedziałam mu, że tego nie chce. - jej serce przyspieszyło na samą wzmiankę o nim, Stefan to wyczuł, ale nie wiedział że Klaus tak na nią działa. Objął ją ramieniem. - to był naprawdę długi i męczący dzień, chyba powinnam już iść.

-Zostań ze mną, proszę. - tak bardzo pragnęła by w końcu był szczęśliwy, została.

Złożyła na jego ustach delikatny jak piórko pocałunek i położyła się do łóżka, zasnęli wtuleni w siebie...

***
(tymczasem u Klausa)

Już wrócił, nie spał, wiercił się z boku na bok, ciągle rozmyślając o blond piękności. Dotknął nawet swoich ust, nie wierzył że niedawno były tam usta Caroline. 

Wstał z łóżka, podszedł do krzesła na którym położył swoje brudne ubrania, z kieszeni spodni wyciągną kartkę Caroline, jeszcze raz dokładnie przeczytał, wszystko razem i każde słowo z osobna. Uraziło go to, że Caroline myśli o nim jako potworze, mordercy który zabija z zimną krwią.

'Morderca...'

Myśl o swoim ojczymie, próbującym go zabić zamieniła się w zły koszmar...

***

Kochani!
To była stanowczo za długa przerwa, za dużo działo się w moim życiu w tym półroczu, ale brakowało mi stukania w klawiaturę tworząc opowiadanie. Obiecałam sobie dodać nowy rozdział do końca 2013 roku, proszę.
Mam nadzieję, że są jeszcze osoby, które chodziarz raz na jakiś czas zaglądają tu. 
Bardzo przepraszam moich czytelników za nieobecność i nie spełnioną obietnice. Jak najszybciej się da, dodam nowy rozdział :)








poniedziałek, 7 października 2013

ROZDZIAŁ XII

Klaus:

-Caroline, kochana. Jak spałaś? - zapytałem o cokolwiek, byleby przetrwać tą niezręczną dla mnie ciszę. Caroline tylko papatrzyła na mnie swoimi lazurowymi oczami głęboko westchnęła i patrząc na mnie wyszła z kuchni i ruszyła w kierunku jak przypuszczam swojego pokoju...

Nie wiedząc co zaszło tej nocy między Stefanem a Caroline, przątałem się po bibliotece Anny i przeglądałem jakieś stare książki, myśląc tylko o Caroline.

       Caroline:

Po drodze do mojej sypialni spotkałam Anne, która schodziła właśnie po schodach.

-Za 15 minut masz się stawić u mnie w bibliotece, musimy kontrolować w twoim ciele krew. - zażądała Anna nawet na mnie nie zerkając, cicho przytaknęłam i weszłam do swojej wielkiej sypialni.

Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w czarne spodnie i jeansową koszulę, włożyłam moje trampki przyczesałam włosy które swobodnie opadły na moje ramiona i ruszyłam do biblioteki.

Droga nie trwała więcej niż trzy minuty, weszłam niepewnie do pomieszczenia w którym wszyscy mieliśmy się zobaczyć, ale nie ujrzałam w nim Stefana. Od razu straciłam poczucie bezpieczeństwa i w nadzieji , że nikt mnie jeszcze nie zobaczył zaczęłam biec w kierunku drzwi frontowych. Pomyślałam, że Stefan napewno poszedł na polowanie.

Najzwinniej jak tylko mogłam otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Przed moimi oczami ukazała się szklarnia z kwiatami, nie myśląc długo szybko do niej poszłam, zobaczyłam tylko obumarłe kwiaty , schody na środku pomieszczenia a obok była mała fontanna z ktorej lała się woda. Wkoło latału małe kolorowe motylki które nie pasowały do tych obumarłych roślin, jednak tu były.

Nabrałam w dłonie trochę wody, podeszłam do jednej zroślin i ochlapałam ją wodą. Miałam nadzieje, że chociaż te kilka kropel pomoże jednej małej rośline rzeczywiście tak było, dosłowie kilka kropel ożywiły tego kwiatka, który nagle zaczął błyszczeć i lśnić. Korciło mnie żeby go zerwać, ale kiedy już miałam go zrobić powstrzymał mnie męski głos:

- Jeśli to zrobisz, on nigdy nie odrośnie... - szepnął Klaus a ja zmieniłam decyzje nie zerwania kwiatka, głęboko westchnęłam nie wiedząc co mnie zaraz czeka, czy Klaus na mnie nawrzeszczy, czy będzie miły - Nie sądzisz, że wymykanie się ukradkiem z umówionego wcześniej spotkania jest nie fair? - zadał pytanie Klaus i zrobił oczy skrzywdzonego pieska.

-Nie sądzisz, że przymuszanie nastolatki do rytuałów i innych głupot jest nie fair? Pozbawiasz ją normalnego życia. - zapytałam z niepewnością, wciąż stojąc plecami do Klausa.

-Twoje życie było nienormalne zanim pojawiłem się w twoim środowisku, kochana.

-To nie ma nic do rzeczy, lubiałam moje życie takim jakie było, a nie takie jakie jest teraz Klaus. To wszysto dzieje się tylko dlatego, że chcesz mojej krwi, a ja zrobię wszystko żebyś jej nie dostał... - powiedziałam i odwróciłam się do Klausa głeboko patrząc mu w oczy.

-Nie wiem czy nie zauważyłaś, ale ja zawsze dostaję to czego chce, a ty nie staniesz mi na przeszkodzie do tego, jesteś tylko człowiekiem, w moim świecie istotą tak słabą, że nie wbiłabyś kołka nawet w poduszkę do spania. - Powiedział Klaus zbliżając się nieco do mnie, czułam jego oddech na swoim czole.

-Więc mnie naucz, pokaż mi jak być silna, zostając tylko człowiekiem.... - podniosłam trochę ton mojego głosu, sama nie wiem dlaczego, chyba poprostu irytowała mnie cała ta sytuacja.

-Dopóki jesteś człowiekiem niegdy nie będziesz silna, nie rozumiesz kochana? Człowiek to najbardziej żenująca kreatura na tym świecie... - jego krótką i tematyczną wypowiedź zrozumiałam tak, jakby gradził ludźmi... gardził życiem.

-Wiesz co? Skończyłam z tym, czas abym ja powiedziała co mi leży na duszy... Odkąd pojawiłeś się w moim życiu niechciany, jesteś źródłem wszystkich kłopotów, nie tylko moich zresztą. Nie wiem po jakiego diabła chcesz tą swoją armię hybryd skoro i tak jesteś najpotężniejszą istotą na świecie, a jeśli uważasz, że po rytuale będziesz miał do mnie prawo albo cokolwiek co sobie w głowie układasz to się grubo mylisz. Ponieważ zrobię wszystko, żeby odebrać Ci możliwość niszczenia wszystkiego dookoła, chodźby kosztem własnego życia... Boże!!! Aż żal mi na Ciebie patrzeć!!!! - wykrzyczałam mu wszystko w oczy, nie poczułam się lepiej, wręcz przeciwnie, szczególną uwagę zwróciłam na usta Klausa, które aż prosiły się o pocaunek, jednak musiałam opanować moje myśli...więc szybko odeszłam od niego zrywając w międzyczasie tego magicznego kwiata który mnie zachwycił, udałam się do Anny, za długo na mnie czekała, Klaus został jeszcze w szklarni, całkiem oszołomiony...

Gdy weszłam do bibioteczki Anna siedziała przy stole i szeptała jakieś zaklęcia. Po cichu podeszłam do niej, a ona się wystraszyła i odrzuciła mnie na pobliską ściane...

-Aaaał, Anna o co Ci chodzi...aaał..- powiedziałam w bólu wciąż wisząc na ścianie. Moje krzyki chyba usłyszał Klaus, ponieważ w wampirzym tempie znalazł się w bibliotece. Szybko podniósł mnie z podłogi i zaczął sprawdzać czy nie mam złamanej jakiejś kości.

-Jesteś cała? Coś Cie boli? - kiwnęłam głową na oznakę, że już wszystko wporządku. - Anna, może mi to wytłumaczysz? Ona ma być żywa do jutra!!! - wykrzyczał Klaus, co znaczyło chyba, że rytuał ma być odprawiony już jutro.

-Co? - zapytałam się delikatnym głosem, tak cichym, że ledwo słyszalnym.

-Właśnie miałam Ci to powiedzieć Caroline, twoja krew jest już czysta, wystarczy tylko kropla aby się upewnić. A co do tego incydentu.. to przepraszam, nie chciałam zrobić Ci krzywdy, to byl instynkt samoobronny, wystraszyłam się. - powiedziała Anna bez kszty uczucia.

Rzuciłam jej tylko krótkie spojrzenie, Klaus pomógł mi wstać chwytając pod pachę. Uśmiechnęłam się lekko i szucznie, powiedziałam cicho ' dziękuję ' . Ruszyłam w kierunku drzwi do holu.

-Stój! Nie pozwoliłam Ci odejść. - powiedziała Anna a ja stojąc do niej plecami zaczęłam mówić.

-Nie potrzebuje pozwolenia od Ciebie, nie sądzisz? - zapyskowałam i ruszyłam w kierunku drzwi, przez które nie mogłam przejść, bo Anna najwidoczniej założyła nie widzialną bariere. - Co do diabła?!

-Podejdź. - zażądała Anna. - Nie. - Odpowiedziałam. Anna wymówiła jakieś zaklęcie i wyciągnęła do mnie ręce, powoli zaczęła przyciągać je do siebie a ja zaczęłam iść w kierunku biurka przy którym stała Anna.

-Więc jestem, zaciągnęłaś mnie tu siłą, tylko po to aby wziąść te głupie kilka kropel krwi. Więc proszę, masz. - powiedziałam, zauważyłam na biurku nożyk więc szybko go pochwyciłam i wbiłam sobie w brzuch, już prawie nie czułam bólu.

-Coś ty zrobiła???? - wykrzyknął Klaus i w wampirzym tempie kucnął kołomnie i połorzył moją głowę na jego kolanach. Byłam nie obecna... Zaczęłam bredzić jakieś głupoty z których nie zdawałam sobie sprawy.

-Teraz zdejmiesz koszulkę aby opatrzeć moje rany?... - to chyba były jedyne słowa po angielsku, później zaczęłam bredzić coś po francusku, nie zdawałam sobie sprawy z tego, bo szybko o tym zapomniałam. Robiłam się coraz spokojniejsza.

-Jeśli chciałaś, żebym się rozebrał wystarczyło tylko powiedzieć. - zmartwiony Klaus głaskał mnie delikatnie po policzku.- Nie mogę dać jej krwi, wtedy znowu przedłużymy date rytuału, ty jej pomóż na pewno masz jakieś zaklęcie Anna....

-Wporządku, odsóń się.... - to były ostatnie słowa, dalej nic nie pamiętam, zasnęłam...

Klaus: 

Przez chwilę czułem, że cały mój świat legł w gruzach, ale Anna upewniła mnie że Caroline przeżyje.

-Na pewno chodzi Ci tylko o ten rytuał Klaus? - zapytała niepewnie wiedźma.

-Masz coś na myśli Anna? Chodzi mi tylko o ten rytuał. - odparłem, ale kłamałem, rytuał nie jest teraz dla mnie tak ważny jak Caroline. 

Powinienem dać sobie z nią spokój, tak czy siak nic do mnie nie czuje. Więc po co przyswajać sobie dodatkowych problemów. Pomyślałem, ale jakaś część mnie nie pozwalała na odpuszczenie sobie Caroline. Wiedziałem, że coś nas łączy.

I w tym momencie Caroline zatrzepotała rzęsami, obudziła się. Wyglądała tak niewinnie, tak kobieco. Nie mogłem przestać na nią patrzeć:

-Co się stało? - powiedziała przecierając oczy, zerknęła na swoją zakrwawioną koszulkę i rozszerzyła ze zdziwieniem oczy. - Co się do cholery stało? - wykrzyknęła wstając z łóżka w którym ją wcześniej położyłem.

-Wbiłaś sobie nóż w brzuch, uleczyłam Cię i wymazałam Ci to z pamięci, żebyś przypadkiem znów nie chciała tego zrobić. - orzekła Anna - Dlaczego to zrobiłam? - zapytała delikatnie Caroline i spojrzała na Anne czekając na odpowiedź. - Ponieważ już jutro jest rytuał, nie chciałaś do niego dopuścić. Ale ta lekcja nauczyła Cię, że lepiej będzie jeśli nie będziesz wchodzić mi w drogę...

Caroline wyglądała na lekko zdezorientowaną...

-Gdzie jest Stefan? - zapytała z marszu, żeby przerwać tę niezręczną ciszę.

-Wybrał się na polowanie, wróci w nocy. - oznajmijem a Caroline wyszła z pokoju, w wampirzym tempie wybiegłem za nią. - Caroline, sądzę, że musimy porozmawiać.

-Nie mam na to dzisiaj siły Klaus. - powiedziała obojętnie Caroline i udała się do swojego pokoju, a ja nie wiedziałem co zrobić z moim uczuciem do niej....

Caroline:

Gdy tylko weszłam do mojej sypialni wzięłam bieliznę i koszulę Anny, którą znalazłam czesnym popołudniem i ruszyłam do łazienki. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu... i Klausie... Cały czas o nim myślałam, nie wiem czemu. Tak nagle coś mi się odwidziało?... Zaczęłam myśleć o nim, kiedy obroniłam Stefana przed kołkiem, wtedy coś się zmieniło. Wtedy przestałam myśleć o nim jak o wrogu... Źle postąpiłam naskakując dziś na niego tylkoma obelgami, powinnam go przeprosić. 

Prysznic był ukojeniem dla mojego zmęczonego ciała. Gdy tylko wyszłam z pod prysznica owinęłam się ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Na mojej twarzy panował całkowity nieład, nie wyglądałam już jak kilka dni wcześniej, teraz wyglądałam normalnie, krew wampira już we mnie nie płynie. To pewnie dlatego czułam, że mogę góry przenosić.

Ubrałam bieliznę i zarzuciłam na siebie koszulę Anny, chciałam znowu zobaczyć tę szklarnię.... Jak myślałam tak zrobiłam , na dworze było znacznie chłodniej niż sądziłam... Po drodze wzięłam kartkę papieru oraz długopis, chciałam pisać, poczuć chodziaż tą cząstke starego życia... W szklarni usiadłam na schodkach i przypatrywałam się chwile fontannie z której tryskała woda z życiem... Następnie zaczęłam pisać :

'Kochany pamiętniku' 

To była jedna chwila, jedna długa chwila... Moja nieobecność na kartkach papieru sprawiła, że zapomniałam kim jestem. Zdarzyło się tyle rzeczy że lepiej nic nie pisać. Jutro moje urodziny, a ja nie mogę nawet spędzić ich z przyjaciółmi i mamą... Jutro też jest rytuał, którego niestety jestem ofiarą... Jestem więźniem Klausa o którym przez ostatnie dni myślę często, za często. Chyba się zauroczyłam, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Człowiek, który robi złe rzeczy, to poprostu zły człowiek. Nie mogę sobie pozwolić na uczucie do bezdusznej istoty, ale jednak pozwoliłam, zabrnęło to za daleko. Jest też Stefan, najlepszy przyjaciel odkąd Elena jest wampirem... Chodzi o to, że wczoraj nie byliśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, gdybym nie odzyskała zdrowego rozsądku... ghhh... błagam... nie nyślałam wtedy o rozsądku... tylko o Klausie. Nie zrobiłam błędu pozwalając sobie na chwile niezobowiązującej namiętności ze Stefanem, ale on wyznał mi miłość... Nie wiem co mam zrobić, mam dylemat. Ale postanawiam od dziś martwić się tylko o siebie i nie przejmować sprawami sercowymi. 

PS  Kochająca Carol (przerwanie pisania)

-Przestraszyłeś mnie... - powiedziałam do Klausa stojącego za fontanną  przyglądającemu się mi, odłożyłam kartkę i długopis  na schodek i spojrzałam na Klausa....

Klaus:

-Myślę, że powinniśmy porozmawiać. - powiedziałem i zacząłem podchodzić w kierunku Caroline.

Wyglądała... pięknie. W zadużej koszuli Anny z gołymi stopami i szopą włosów na głowie, jest taka piękna.

- Więc już jutro rytuał i chciałbym - zacząłem ale Caroline mi przerwała...

-Klaus, przepraszam za to co wcześniej powiedziałam, nie miałam prawa, nie mogę osądzać wszystkich, bo ja też nie jestem święta... Po prostu wybuchłam, to napięcie budujące się między tobą a mną... W każdym bądź razie przepraszam... A teraz powinnam już iść, zaraz wybije północ.

-Caroline poczekaj! Ja też chciałbym Ci coś powiedzieć... - Caroline spojrzała na mnie wyczekującym spojrzeniem, więc zacząłem - Już jutro rytuał, chciałbym żebyś wiedziała, że nie będzie on wyglądał jak poprzedni, nie jesteś jego ofiarą... ty przeżyjesz... Odkąd pierwszy raz na Ciebie spojrzałem, taką małą skrytą za plecami Stefana, wiedziałem że nie jesteś moją ofiarą... Jesteś kimś więcej, - Caroline zaczęła coś mówić o tym że powinna już iść, chodząc po schodach patrzyłem na nią jak niezdarnie stawia każdy krok.. - Gdyby nie krew która jest mi potrzebna, przy pierwszej okazji zmieniłbym Cię w wampira. I zabiegał o twoją miłość każdego dnia... A teraz pozwól, że Ci coś pokaże...  - wyciągnęłem ręko do Caroline, ona nie pewnie położyła delikatnie swoją dłoń na mojej, poczułem wibracje na ręce... - Zamknij oczy. - posłusznie zamknęła oczy, powoli ruszyłem trzymając delikatnie Caroline, po chwili już byliśmy na miejscu, była 23.59 .Zakryłem jej oczy dłońmi, wybiła godzina 00.00 - Wszystkiego najlepszego Caroline! 

Nagle wszystkie kwiaty zaczęły odżywać i lśnić, Caroline była zachwycona...

- Północ to taka wyjątkowa godzina, kiedy wczoraj się nie skończyło a jutro jeszcze nie zaczęło.. -powiedziałem o odwróciłem delikatnie Caroline twarzą do mnie.

-Skąd wiedziałeś kiedy mam urodziny? - zapytała Caroline patrząc mi głęboko w oczy. - Zajęło mi trochę czasu zanim Cię znalazłem, wiem o tobie wszystko. - odparłem

Przez chwile panowała niezręczna cisza, postanowiłem pozbyć się tego napięcia sytuacji, w wampirzym tempie przyciągłem do siebie Caroline i delikatnie ją pocałowałem...

***

Kochani, przepraszam, że tak długo. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Cały miesiąc zbierałam się do napisania rozdziału, pisałam go prawie pół miesiąca, jeśli macie jakieś sugestie do następnych rozdziałów, śmiało piszcie w komentarzach :) Jeszcze raz przepraszam z tą długą nieobezność i pozdrawiam serdecznie moich czytelników :) <3
                                                   

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział XI

Caroline:


Po drodze wszystkie myśli mnie przytłaczały, myśli na temat mojego życia... jakie to totalne bagno.. w którym sama nie mogę się odnaleźć. Może nie pisane jest mi bycie człowiekiem, może powinnam być nieśmiertelna, niepokonana, nieustraszona...albo jestem po prostu zmęczona podrożą i myślę o głupotach.

***

Podróż trwała jakieś sześć godzin, sześć długich i męczących godzin w jednym samochodzie z dwoma wampirami. Od razu rzucił mi się w oczy, potężny dom ogrodzony wielkimi krzaczkami z werbeny, oraz wielkim płotem z drewna. Było dość ciemno jak na godzinę 20.00 , ale świeciły się światła uliczne. Bałam się spotkania z czarownicą która najprawdopodobniej będzie odprawiała rytuał. 

W progu drzwi powitała nas wysoka kobieta o ciemnych włosach i ciemnej karnacji, w jej oczach była złość i smutek. Gestem ręki zaprosiła naszą trójkę do środka i zamknęła za nami drzwi. 

-Nic się tu nie zmieniło. - powiedział Klaus i zaczął dotykać różnych ozdób którymi przyozdobiony był salon domu.

-Spóźniłeś się, nie toleruje tego. - powiedziała wiedźma i usiadła przy stole pełnym ksiąg.

-Anna, sprawy się pokomplikowały... Nie jestem pewien czy jutro to odpowiedni termin na rytuał. - powiedział Klaus i usiadł koło Anny

-Mówiłam Ci, miałeś uważać na to co robisz, a tymczasem mówisz mi że nie wiesz czy to odpowiedni czas na rytuał? Wyznaczyłam Ci kolejny termin, a ty po raz kolejny mówisz mi, że to nie ten czas. To jest marnowanie mojego czasu i mojej mocy. Więc proszę podaj mi kolejny powód dla którego nie mogę odprawić rytuału. - zażądała stanowczo Anna, sprawiała wrażenie bardzo zimnej kobiety.

-Tak więc, ostatnio zdarzył się mały incydent. Po prostu musiałem dać krwi mojej ofierze, była umierająca. 

-Jak dużo krwi jej dałeś, jeśli mało nic się nie stanie, eliksir jest tak silny, że nie poczuje obcej krwi .

-Dużo. - odpowiedział zwięźle Klaus, nie obchodziło go to czy byłabym wampirem czy też nie.

-Jak dużo? - zapytała już nieco wściekła czarownica.

-Aż do punktu kulminacyjnego. - powiedział smutno wampir i spuścił głowę w dół.

-W takim razie, nie możemy odprawić rytuału. Musimy poczekać, dzień lub dwa. Zostaniecie tu, rozgośćcie się. - wiedźma wstała i popatrzyła uważnie na mnie i na Stefana. Chyba dopiero teraz mnie zobaczyła. - To ona? 

-Tak. - powiedział Klaus i popatrzył na mnie. 

-Ładna - powiedziała Anna i zaczęła wolno do mnie podchodzić. - Ale taka... drobna, inna. W ogóle nie podobna do Petrovych, do Forbesów też zresztą nie..oni wszyscy są tam 'zbudowani'. Czy ty jesteś córką Liz Forbes? 

-Tak. - powiedziałam cichutko.

-Widziałam ją jako dziecko, ja i jej matka się przyjaźniłyśmy. Niestety, ludzkie życie jest takie krótkie. - powiedziała Anna i zaśmiała się, tak jakby gardziła ludźmi, zupełnie jak Klaus.

-Jak to, przecież pani nie jest nieśmiertelna, jak mogła pani znać moją babkę? - zapytałam niepewnie. 

-Magia, mogę wydłużyć proces starzenia się... Tak więc, rozgośćcie się. Wasze pokoje są na górze, możecie się odświeżyć w łazience, zaraz podam kolacje.

-Nie jestem głodna, dobranoc. - powiedziałam i powędrowałam na górę, szybko znalazłam jakąś sypialnie. Z wielkiej szafy wyjęłam koszule nocną, przypuszczam, że należy ona do czarownicy, rzuciłam koszulę na łóżko i podeszłam do wielkiego okna, popatrzyłam na księżyc, był prawie w nowiu. Żeby nie myśleć o przykrych zdarzeniach które mnie czekają, wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku łazienki.

***

Łazienka była bardzo duża i bogato zdobiona, z wielkich półek wystawały białe ręczniki. Łazienka była w zapachach werbeny i tojadu, drogiego mydła i ziółek czarodziejskich. Odkręciłam kurek z wodą tak aby wanna napełniła się ciepłą wodą, a sama zaczęłam się rozbierać.

'Jednak nie ma nic lepszego niż relaksacyjna kąpiel', pomyślałam, uśmiechnęłam się i kąpałam się dalej.

***

Klaus:                                                                                                                                                      

-Ona jest na to za słaba, widzę to w jej oczach i ty też to widzisz. - powiedziała Anna i spojrzała na Stefana rozprówacza. - jedynie ty, bezwzględna bestio, nie obchodzi Cię za grosz ludzkie życie. Nic Cię nie obchodzi.

-Jedyna rzecz która mnie obchodzi to moje nie istniejące hybrydy, masz zrobić wszystko żebym dostał to czego chce, zrozumiałaś? - powiedziałem zimno i spojrzałem podle na wiedźme.

-Ona tego nie wytrzyma, czy chcesz czy nie. Jest na to wszystko za słaba. Ona nie jest taka jak deppelgangery, nie ma w sobie tej siły. Spójrz jej w oczy, wtedy zobaczysz.

-Ona ma to wytrzymać, ty masz tego dopilnować. To nie jest moja nieudana hybryda, że coś ma pójść nie tak, to tylko jednoosobowy rytuał, nic wielkiego. Więc przestań robić z tego aferę, a ja teraz idę, bo nie chce mi się słuchać twojego jazgotu. - powiedziałem i powolnym krokiem ruszyłem na górę, a Stefan z Anną zaczęli rozmawiać na temat Caroline.

Gdy tylko usłyszałem jej imię od razu przed oczami ukazała mi się przepiękna postać Caroline.

***

Caroline:                                                                                                                                                  

Wyskoczyłam z wanny i owinęłam się białym ręcznikiem jak togą. Rozczesałam moje blond włosy i odgarnęłam na jeden bok. Przyjrzałam się dokładniej w moją szyję, były na niej dwie małe blizny po ugryzieniu Matta...

Gdy chciałam ubrać na siebie koszulę Anny, zorientowałam się, że koszula leży na łóżku w mojej sypialni. Z niechęcią, uchyliłam drzwi łazienki, rozejrzałam się po korytarzu, nikogo nie było więc jak najszybciej mogłam zaczęłam biec w kierunku mojej sypialni. Na końcu korytarza pędem skręciłam w lewo, bo tam  znajdowała się moja sypialnia. Biegłam tak szybko że na zakręcie nie zauważyłam idącej osoby i wpadłam na nią z takim impetem, że ta osoba się przewróciła a ja przewróciłam się na tą osobę.... Na Klausa.

***

Klaus:                                                                                                                                                      
(10 sekund wcześniej)

Szedłem sobie beztrosko korytarzem, wampirzym słuchem usłyszałem jakby ktoś biegł. Nie przejmując się tym szedłem nadal, myśląc o Caroline.

Nagle, ktoś wpadł na mnie powalając przy tym na ziemię, przy okazji ktoś wywrócił się na mnie. Caroline. Była mokra i w samym ręczniku, przez głowę przebiegało mi sto tysięcy myśli na raz. W końcu przerwałem tą niezręczną ciszę, Caroline ciągle patrzyła mi w oczy, tak jakby chciała w nich zobaczyć kogoś z uczuciami.

- Śpieszyłaś się gdzieś?

-Ja tylko.................. ja....... - Caroline chyba nie mogła się wysłowić.

-Powinnaś bardziej uważać, bo następnym razem ty możesz znaleźć się pod kimś.. na przykład teraz. - powiedziałem i w wampirzym tępię to ja leżałem na Caroline, jej wzrok mówił sam za siebie... bała się mnie.- Zależy od ciężaru osoby, im większy ciężar tym większe parcie, czasem może Ci się złamać żebro, a czasem pod wpływem ucisku będzie Ci brakować powietrza.W tedy będzie kiepsko...- powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko, szczególną uwagę zwróciłem na usta Caroline, pomyślałem jak bardzo chciałbym ją pocałować, jak bardzo chciałbym żeby była moja... Nie realne marzenia..

Szybko wstałem i podałem rękę Caroline, tak aby mogła wstać. Nie łudziłem się, że pochwyci moją dłoń. Tymczasem ona położyła delikatnie swoją dłoń na mojej, a ja pochwyciłem jej dłoń i pomogłem jej wstać.

-Dziękuje. -powiedziała Caroline i uśmiechnęła się w podzięce .

-Nie ma za co. -powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech.

I znowu ta nie zręczna cisza, postanowiłem udać się do mojej sypialni.

-Dobranoc - powiedziałem i w wampirzym tępię znalazłem się u siebie w sypialni, rzuciłem się na łóżko i usnąłem, śniłem o Caroline.

***

Caroline:                                                                                                                                                

Szybko wbiegłam do swojej sypialni rzuciłam ręcznik na krzesło i naga powędrowałam koło łóżka po koszulę nocną. Koszula była o wiele za duża, ale Anna nie była małą kobietą...

Położyłam się w łóżku, nakryłam kołdrę i próbowałam usnąć... Ale wcale nie byłam zmęczona, myślałam o Klausie.... 'on tylko udaje, nie jest taki naprawdę....' pomyślałam, ale nie wiedziałam jaki Klaus jest naprawdę. Ale chciałabym się dowiedzieć....

***

Z zamyślenia wyrwał mnie głos otwierających się drzwi, do mojego pokoju przyszedł Stefan, było ciemno więc nie widziałam jego mimiki twarzy, nie wiedziałam czy dowiedział się czegoś nowego na temat rytuały, albo czegokolwiek. Stefan usiadł na rogu mojego łóżka i nic nie mówił. Dziwną ciszę przerwałam ja, siadając po turecku koło Stefana.

-Coś się stało? - zapytałam Stefana, nie odpowiedział. Chwyciłam go za rękę i zapytałam ponownie.

-Nic, tylko... boje się Ciebie stracić. - powiedział Stefan i popatrzał się na mnie.

-Nie stracisz, wszystko musi pójść po naszej myśli Stefanie. Wszystko będzie dobrze, po prostu o tym nie myśl. - powiedziałam i poklepałam przyjaciela po ramieniu.

-Postaram się, ale to nie takie łatwe nie myśleć o tym że osoba którą kochasz może za kilka dni umrzeć. - powiedział Stefan i chwycił moją dłoń.- Kocham Cię, Caroline.

Nie zastanawiając się długo namiętnie pocałowałam Stefana. Całowaliśmy się namiętnie, usiadłam okrakiem na kolanach Stefana, a on trzymając mnie za plecy delikatnie położył na łóżku.Dalej się całowaliśmy. Stefan leżał na mnie i delikatnie całował moją szyję. Obawiałam się tylko jednego, że Stefan wgryzie się w moją szyję. Ale tak się nie stało. Odpięłam koszulę ze Stefana i rzuciłam ją na podłogę, nadal się całowaliśmy, całowanie Stefana było jak jedzenie czekolady, nigdy nie chcesz przestać...

Klaus miał rację, pod ciężarem ciała Stefana ciężko mi się oddychało, więc miedzy pocałunkami obróciłam się i teraz to ja leżałam na Stefanie... Wampir zdjął ze mnie koszulę i rzucił ją gdzieś w kąt, nasze ciała dzieliła tylko moja bielizna i spodnie Stefana, których chciałam się pozbyć. Między pocałunkami męczyłam się z cholernym paskiem Stefana, z którym się siłowałam.

***

Kiedy w końcu Stefan pozbył się spodni, wrócił mi zdrowy rozum, nie mogliśmy tego zrobić. To by wszystko zepsuło, naszą przyjaźń i nasze relacje z resztą przyjaciół, z Eleną i z Mattem. Po prostu nie mogłam do tego dopuścić.

-Stefan, chyba nie powinniśmy.. - mówiłam między pocałunkami, musiałam się powstrzymać, ale ciężko było.

-Wiem... - powiedział Stefan jednocześnie kończąc tym tą dziwną sytuację i namiętną atmosferę.

Zeszłam z łóżka i wzięłam z podłogi koszulę Stefana, którą na siebie narzuciłam. Nie miałam ochoty szukać mojej koszuli nocnej. Rzuciłam Stefanowi jego spodnie, a on szybko wciągnął je na siebie. Było niezręcznie.

-Okej, nie chce udawać, że to się nie stało. To nie był błąd z mojej strony. Po prostu wszystko tym zrujnujemy, nie chce tego. - próbowałam pozbyć się tego napięcia między nami i chyba mi się udało, nie czułam tego niepokoju.

-Ja też tego nie chce.. to ja już pójdę. - powiedział Stefan, podszedł do mnie i mnie uściskał, a ja przytuliłam go do siebie tak mocno jak tylko mogłam. Popatrzyłam na Stefana i pocałowałam go namiętnie w usta po czym weszłam pod kołdrę a Stefan wyszedł z mojego pokoju.

***

Obudziłam się wcześnie rano, bardzo chciało mi się pić. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku kuchni, wciąż byłam w koszuli Stefana. Weszłam do wielkiej kuchni, w oczy od razu rzucił mi się wielki drewniany stół przy którym siedział Klaus, nie zwracając na niego uwagi podeszłam do lodówki z której wyciągnęłam pomarańczowy sok.

Klaus:                                                                                                                                                  

Siedziałem w kuchni przy stole, w drzwiach pojawiła się Caroline w męskiej koszuli, zignorowała mnie tak jakby mnie tu nie było. Ciśnienie mi podskoczyło kiedy pomyślałem sobie, że może coś łączyć ją i Stefana. Zrobiłem się strasznie zazdrosny i zły... Miałem ochotę wyrwać serce Stefanowi.....

_________________________________________________________

W między czasie napisałam rozdział XI . Mam nadzieje, że Wam się spodoba. Nie obiecuje, że w tym miesiącu pojawi się rozdział XII.

PS. Jeśli przeczytasz, proszę, zostaw komentarz, to nie boli a mi daje siłę żeby dalej pisać :)

Pozdrawiam moich czytelników :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Blokada!


Wszystkie osoby, które czekają na nowy rozdział, pragnę przeprosić za długą nieobecność. Jedyne co mogę powiedzieć to , to że mam teraz małe problemy z którymi postaram się uporać jak najszybciej....

Nie chce nikomu robić jakiejś nadziei, ale rozdział może pojawić się pod koniec sierpnia lub na początku września, a wtedy już normalnie rozdziały będą dwa razy w tygodniu...

Jeszcze raz serdecznie przepraszam, pozdrawiam moich czytelników i życzę Wam kochani miłego miesiąca :)

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział X

Caroline:

Obudziłam się w wielkim łóżku rześka i wypoczęta jak nigdy. Z zamkniętymi oczami przeciągnęłam się i przetarłam zaspane oczy. Zamrugałam kilka razy powiekami tak aby wszystko wyraźnie widzieć, byłam w wielkim, bogato zdobionym pokoju. Rozejrzałam się dokładnie kilka razy, nie znałam tego miejsca. Z zamyślenia wyrwały mnie otwierające się drzwi i do środka wszedł Klaus.

- Co ty tu robisz? Wyjdź! - krzyknęłam jednocześnie opatulając się kołdrą. A pierwotny zaczął się śmiać.

-Nie masz się czego wstydzić, widziałem lepsze ciała... - powiedział i cwaniacko zmierzył mnie wzrokiem - Ubierz się, ubrania masz w szafie. Zejdź na dół za 10 minut, musimy porozmawiać.

-Czekaj! - krzyknęłam a Klaus odwrócił się w moją stronę. - Gdzie jest Stefan? Czy ty go.. zabiłeś? - zapytałam nie pewna czy chce znać odpowiedź.

-Wszystkiego dowiesz się jak zejdziesz na dół. - powiedział stanowczo pierwotny i już go nie było.

'Okej, oceńmy sytuacje. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem czy Stefan żyje, nie wiem co działo się przez ostatnie 24 godziny... Nie wiem czego dowiem się jak zejdę na dół. Jest źle, jest bardzo źle. Tylko nie panikuj Caroline, musisz pokazać, że się nie boisz. Musisz przetrwać. Po prostu, ogarnij się ' pomyślałam, wzięłam dwa głębokie wdechy i zaczęłam się ubierać. Ku mojemu zdziwieniu, hybryda ma dość dobre wyczucie stylu, w szafie wisiała jedna sukienka. Była piękna, błękitna i delikatna jak niebo. Buty leciutkie czarne balerinki. Idealny komplet, tylko po co mi takie wystawne ciuchy w domu? 

Weszłam do wielkiej łazienki i pierwsze co zrobiłam to opłukałam twarz w zimnej wodzie. Wytarłam twarz w ręcznik i przejrzałam się dokładnie w lustrze. Wyglądałam inaczej, lepiej. Tak jakbym promieniała. Nie miałam worów pod oczami, moje włosy dobrze wyglądały, nie miałam zmęczonych oczy. Jak nigdy czułam się dobrze. Szybko wyszczotkowałam zęby i zeszłam na dół... 

Klaus:

Czekałem na Caroline, popijając whisky. Wampirzym słychem usłyszałem otwierające się drzwi i małe nie pewne kroczki Caroline. Już nie nazywam jej moją ofiarą tylko Caroline. Coś się zmieniło odkąd wypiła moją krew, jeszcze nigdy się nie czułem tak jak od chwili kiedy ona skosztowała mojej krwi. Dzieliłem się krwią z mnóstwem osób, ale nigdy nie czułem takiego podekscytowania jakie czuje teraz, że znów ją zobaczę, że mogę z nią porozmawiać. 

Z zamyślenia wyrwał mnie Stefan rozprówacz, który własnie wszedł do mojej villi. Nie zwrócił uwagi na mnie siedzącego jak król w wielkim fotelu, tylko na piękną Caroline która właśnie weszła do salonu. Wyglądała tak pięknie, jak najdelikatniejszy kwiat... 

Caroline: 

Schodziłam powoli ze schodów licząc, że dzisiaj zobaczę moich przyjaciół i że już wszystko będzie dobrze. Zastanawiałam się dlaczego tak dziwnie się czuję. Ale nie chciałam o to pytać, być może to dlatego że długo spałam, albo coś podobnego. Weszłam do wielkiego salonu zdobionego przeróżnymi obrazami i dywanami i pięknymi meblami . W drzwiach zobaczyłam mojego najlepszego przyjaciela Stefana, bez zastanowienia przebiegłam cały salon i rzuciłam się w ramiona Stefana. A on przytulił mnie do siebie tak, jakbym miała znów gdzieś zniknąć. Wampir uniósł mnie nad ziemie i lekką obkręcił. Kiedy wreszcie wysfobodziliśmy się z uścisku, uśmiechnęłam się szeroko a Stefan odwzajemnił uśmiech. 

- Myślałam, że nie żyjesz. Ale ty przecież jesteś niezniszczalny. - powiedziałam i zaśmiałam się cichutko.

-Czekałem cały dzień aż się obudzisz. Ciesze się że wszystko w porządku. Jak się czujesz? - zapytał Stefan i pogładził mnie przyjacielsko po podbródku.

-Aż za dobrze, myślę że ... dawno się tak nie czułam. Właściwie nigdy się tak nie czułam. Jakbym mogła góry przenosić. - odpowiedziałam przyjacielowi uśmiechając się przy tym, a Stefan zrobił zakłopotaną minę.

-Zamierzasz powiedzieć jej prawdę Stefanie, czy ja mam to zrobić? - zapytał arogancko Klaus i szyderczo się uśmiechnął.

-Co się dzieje Stefan? Nie traktujcie mnie tak, jakby mnie tu nie było... - powiedziałam, lekko zakłopotana. Czyli coś  stoi za tym, że tak dobrze się czuje.

-Caroline, jest coś o czym musisz wiedzieć.- zaczął mój przyjaciel a ja zrobiłam pytającą minę. - Ostatnio zdarzył Ci się.. wypadek. Żebyś przeżyła musieliśmy, dać Ci krwi wampira. Musieliśmy dać Ci krew Klausa. -  oznajmił mi przyjaciel i spuścił głowę na dół.

-Czy to znaczy, że.... zostanę taka jak wy? Zmieniliście mnie w potwora? - łzy zbierały się w moich oczach, czułam że zaraz wybuchnę. 

-Spokojnie kochana, nie zostaniesz wampirem jeżeli będziesz robić wszystko co Ci powiem. po prostu nie możesz się wychylać. A będzie wszystko dobrze. A teraz zbieraj się, jedziemy! - oznajmiła hybryda i upiła resztę złocistego trunku.

-Jak to jedziemy? Nie jestem twoją lalką, nie możesz brać mnie ze sobą wszędzie. - szybko zaprzeczyłam, że nie chce jechać, chyba nie przekonało to Klausa.

-Jedziemy do mojej wiedźmy, pośpiesz się. Jesteśmy spóźnieni. - powiedział Klaus stanowczo i ruszył w kierunku drzwi... A ja i Stefan zaraz za nim.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam za tak długą przerwę, miałam w naprawie laptopa i nie miałam dostępu do komputera. Mam nadzieje, że rozdział się Wam spodobał i że nie macie mi zazłe tak długiej nieobecności. Mam też nadzieje, że zostawicie komentarz pod rozdziałem i opiszecie swoje wrażenia. Jeszcze raz przepraszam i dziękuje za poświęcony czas na czytanie tego bloga : )

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział IX


Caroline:

Starałam się jak najszybciej znaleźć koło Stefana i powstrzymać Klausa przed zabiciem go, biegłam ile sił w nogach. Klaus właśnie szykował się na przebicie kołkiem Stefana. Osłoniłam nalepszego przyjaciela własnym ciałem, Klaus nie zdążył zareagować i wbił mi kołek tuż pod serce. Nie czułam bólu, poprostu robiło mi się coraz słabiej i słabiej...

-Coś ty zrobił!!!! - Stefan uklękł koło mnie i wziął w ręce moją dłoń. - Napraw to!!! Caroline, nie martw się, wszystko będzie dobrze. Obiecuje - powiedział mój przyjaciel i złożył pocałunek na moim czole... Nie poczułam go.
-Muszę dać jej swojej krwi. - oznajmnił spokojnie Klaus, jakby ta cała sytuacja go nie ruszyła. A mnie robiło się coraz to złabiej, w oczach zbierały mi się łzy...Czułam jak moje serce zwalnia...

***

Klaus:

-Nie możesz dać jej swojej krwi, ona umrze i stanie się wampirem. - powiedział Stefan i spojrzał na mnie z pod byka.
-Dobrze w takim razie może od razu wyrwe jej serce, żeby nie cierpiała zbyt długo.... - powiedziałem kpiąco. - Jeśli dam jej wystarczająco dużo swojej krwi, ulecze ją. Pozatym to tylko drewno, nie działa tak na człowieka jak na wampira... - Stefan mnie nie słuchał, cały czas patrzył na ranną Caroline.
-Caroline... ? Caroline, skup się. Nie zamykaj oczu, twoje serce musi bić... - rozpruwacz objął dłońmi drobną twarz Caroline. - Caroline, patrz na mnie.
-Długo zamierzasz odgrywać tę dramatyczną scene wampirze? Nie ukrywam, że mam ważniejsze sprawy do załatwienia... - powiedziałem nieco znudzony tym całym dramatem. - Pozwolisz przyjacielu .? - powiedziałem odsłaniając nadgarstek i nadgryzając go, tak aby moja krew swobodnie wyciekała z rany.
-Jeśli stanie się wampirem to przysięgam, zabije Cię. - zagroził mi Stefan rozpruwacz, jeszcze niedawno nie śmiałby tak do mnie powiedzieć, a tu proszę..
-Wiesz, że wciąż mogę Cie zabić? - powiedziałem i przyłożyłem nadgarstek do ust Caroline.

Gdy tylko chciałem poczęstować Caroline moją krwią, ta rękami próbowała odsunąć moją ręke od jej ust. Jakby to coś miało dać, zaczęła piszczeć ale ja nie zwracałem na to uwagi.

-Pij to do cholery!!!! - wykrzyknąłem a Caroline wytrzeszczyła oczy.
-Yyym... - pokiwała przecząco Caroline, myśląc zapewne, że jej odpuszcze.
-Pij, albo zabije wszystkich twoich znajomych na facebooku, wszystkich przyjaciół, rodzinę. A zacznę od twojej matki. - zagroziłem dziewczynie, a ona z przerażenia zaczęła sączyć moją krew, czułem się... dobrze. Kiedy Caroline piła moją krew czułem się fantastycznie. Gładziłem ją po włosach, i mówiłem jej 'proszę bardzo Caroline, częstuj się'.

Blondynka po jakimś czasie sączenia mojej krwii, próbowała oderwać moją ręke od jej ust. Nie udało jej się, byłem najsilniejszy na świecie, ona... nie miała ze mną szans. Jak zresztą każdy na tym świecie.... Z zamyślenia wyrwał mnie Stefan.

-Klaus ma już wystarczająco twojej krwi. - powiedział mój przyjaciel
-Nie wiesz jak to jest Stefanie? Wampirza krew działa na człowieka jak... narkotyk. Może nie dosłownie... Kiedy jest jej za dużo, człowiek poprostu traci przytomność. Czekam, aż ona straci przytomność, nie będzie próbowała się zabić. Wiesz, różne są myśli kiedy ma się w krwiobiegu krew wampira... - powiedziałem Stefanowi fakt o którym zapewne nie wiedział.

Po kilku chwilach Caroline była nieprzytomna, wziąłem ją na ręce i otworzyłem klape bagażnika auta Stefana.

-Chyba sobie żartujesz? Połóż ją do tyłu, to nie jest ciało Caroline, tylko Caroline!!! - zażądał Stefan, ze śmiechem wykonałem jego 'rozkaz'.

Wsiedliśmy obaj do auta i ruszyliśmy w stronę Mistic Falls...

***
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale miałam remont i wyjazd na wakacje więc pisałam go w międzyczasie. Postaram się nadrobic zaległości. : )

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział VIII

Klaus:

Wyszłem z hotelu i szybko ruszyłem w kierunku galerii. Wpadłem do jakiegoś sklepu z ubraniami i nakupywałem ubrań dla Caroline. Nie pokaże się z nią w męskich ciuchach. Pomyślałem. Podszedłem do kasy i zapłaciłem. Zahipnotyzowałem kasjerkę która mnie obsługiwała i szybko poszliśmy do przebieralni. - miałem ochotę na krew. Weszliśmy, zasłoniłem kotare i wgryzłem się w dziewczyne. Dość szybko wyssałem z niej całą krew. Wytarłem się o jej sukienkę i w wampirzym tępie znalazłem się w aptece. Nie byłem w aptece od jakiś 25 lat... Pomyślałem i podszedłem do lady.

-Dzień dobry, co podać? - spytał się jakiś mężczyzna w okularach
-Hm... potzrebuje czegoś na wzmocnienie, dla młodej kobiety. O działaniu natychmiastowym lub szybkim- powiedziałem, właściwie to sam nie wiedziałem jak mam mówić, żeby aptekarz mnie zrozumiał... Zaśmiałem się z siebie pod nosem.
-To mogę podać tylko witaminy, nie ma czegoś takiego że natychmiastowe działanie. Organizm sam musi wyzdrowieć. Leki mogą tylko pomóc, ale nie zrobią wszystkiego. Zatem... mogę panu sprzedać.. ziółka które się parzy, tableki i gratis relaksujące kulki do kąpieli!!! - powiedział mężczyzna i szeroko się uśmiechnął.
-Dobrze.. niech będzie. - powiedziałem i wyciągnąłem złotą karte z portfela. Aptekarz pobrał opłatę za leki i podał mi woreczek z lekarstwami.
-Proszę, życzę powrotu do zdrowia. Do widzenia. - powiedział mężczyzna i zajął się swoimi sprawami.
-Czy ja niedawno nie powiedziałem że to dla młodej kobiety? - powiedziałem wychodząc z apteki -Czy ten facet uważa mnie za dziewczynę?! Zapytałem siebie w myślach.

***

 Minęło 30 minut odkąd  wyszedłem z hotelu, pora wracać - pomyślałem i w wampirzym tępie udałem się w stronę noclegowni. Weszedłem do pokoju, rzuciłem reklamówki pełne ciuchów i leków i usiadłem na fotelu. Caroline była w łazience. Ciekawe co robiła przez cały czas.....


Z zamyślenia o Caroline wyrwała mnie sama Caroline. Która nieco zdziwiona popatrzyła na mnie i powiedziała:

-Już jesteś...
-Tak kochana, już jestem. Co robiłaś przez ten cały czas gdy mnie nie było? - spytałem ciekaw odpowiedzi.
-Hm... właściwie to... podziwiałam widok z okna, naprawdę piękny. Zamówiłam sobie jedzenie, nie było zbytnio dobre. I resztę czasu straciłam na długiej relaksującej kąpieli. - powiedziała Caroline i spojrzała na torby które kupiłem.
-Hm... A tak naprawdę, co robiłaś? - w wapirzym tępie znalazłem się koło Caroline i ją zahipnotyzowałem.
-To co powiedziałam przed chwilą. - mówiła zahipnotyzowana Caroline.
-Świetnie.... Na łóżku leżą twoje nowe ciuchy, nie będziesz prowadzać się ze mną w takich łachach w których jesteś teraz. A w którejś z tych toreb są także lekarstwa które masz brać. A teraz ubierz się. Wyjeżdżamy. - zażądałęm i usiadłem zpowrotem na fotelu.
-Wracamy do Mistic Falls? - powiedziała ucieszona Caroline grzebiąc w torbach z ciuchami.
-Nie, najpierw odwiedzimy mojego czarownika w Nowym Orleanie, kochanie. - powiedziałem i uśmiechnąłęm się cwaniacko.

Caroline:

Nie wracam do Mistic Falls... Stefan mnie zabierze.... Obiecał.... To znaczy że muszę zwlekać jak najdłużej. Nie wiem co mam robić.
-Jestem głodna, to jedzenie było tak paskudne że prawie nic nie zjadłam. Pójdziesz mi coś kupić, proszę!! - poprosiłam Klausa, nie wiedziałam czy połknie haczyk.
-Oczywiście, musisz się dożywić - powiedział drwiąco Klaus i już go nie było.

Szybko dorwałam się do kurtki Klausa i wyciągnęłam z niej jego komórke, napisałam sms-a do Stefana, "Stefan, pospiesz się, on chce mnie gdzieś wywieść." Napisałam, wysłałam i skasowałam sms-a tak aby Klaus nie mógł się dowiedzieć, że jedzie po mnie Stefan. Szybko więc schowałam telefon spowrotem do kurtki Klausa, wzięłam torby ciuchów i ruszyłam w kierunku łazienki. Ubrałam ciemne rurki i i prześwitującą białą koszulę z kołnierzykiem, ubrałam czarne baleriny i założyłam na siebie kamizelkę. Co jak co, ale wyglądałam ładnie. Rozczesałam włosy i upiełam je. Teraz tylko czekałam, aż drzwi do pokoju się otworzą. Dalej siedziałam w łazience. Po upływie 2 minut Klaus był już w pokoju.
-Caroline, mam dla Ciebie jedzenie.- krzyknął Klaus
-Nie wiem w co się ubrać, kupiłeś tyle ciuchów. Wybór jest zbyt duży... - musiałam jakoś wiarygodnie kłamać.

***

Minęło 10 minut, a ja nadal siedziałam w łazience, udając że coś robie tak aby Klaus myślał że jestem typową dziewczyną która nie wie w co się ubrać.... po kolejnych 10 minutach wyszłam z łazienki i poszłam w stronę stolika na którym było moje jedzenie. Choć wcale nie byłam głodna, musiałam zjeść. I oczywiście musiałam z tym zwlekać.
-Dziękuje, ale jestem uczulona na orzechy a tu jest deser orzechowy, co do obiadu to wygląda smacznie, ale zjadłabym krewetki, chociaż spaghetti też może być. - wzięłam widelec do ręki który specjalnie upuściłam. Widelec z dźwiękiem odbił się od podłogi. - Ojj.. przepraszam. - mówiłam i jednocześnie schyliłam się po widelec. Klaus patrzył na mnie jak na typową głupią blondynkę... Zaczełam bardzo wolno jeść. Klaus Cały czas mi się przyglądał. - Jak tak na mnie patrzysz, to czuję się nie swojo.... Może zjesz? Starczy dla Ciebie.
-Nie, wampiry.... nie lubią ludzkiego jedzenia. Wykręca mi wątrobę jak na to patrze. - mówił Klaus.
-Za to mi wykęca wątrobę jak patrze na Was pijących krew, to jest takie... obrzydliwe. - powiedziałam, chyba dobrze mi szło to całe przedłużanie....
-Dla Ciebie zwykłego śmiertelnika, to obrzydliwe. Żywiąc się krwią zwierząt to tak jakby człowiek jadł cały czas suchary, daje Ci to siłę. Ale nie jesteś w pełni zadowolony, bo wiesz że możesz zjeść soczystego hamburgera czy coś. Tak jest z krwią zwierząt - daje Ci to siłę ale nie odczuwasz się spełniony. - powiedział Klaus, teraz rozumiem dlaczego Klaus potrafi wybić całą wioskę, a moi przyjaciele ograniczają się do jednego zająca.
- Hmmm .... Fuu. - powiedziałam i dalej zaczęłam jeść. Stefan... kiedy będziesz?!

***

Po chwili usłyszałam głośny trzask, to Stefan! Wbił Klausowi kołek w serce i skręcił mu kark.
-Stefan, jak dobrze że już jesteś. - powiedziałam uradowana
-Nie mamy czasu Caroline, musisz być u siebie w domu, on nie jest tam zaproszony.. - powiedział Stefan i w wamirzym tępie wziął mnie na ręce i znaleźliśmy się w jego samochodzie.
-Powinienem był to przewidzieć. Wiedział, że będziemy próbowali go zabić. - mówił Stefan jednocześnie zapalając samochód i odjeżdżając.

***

Po około godzinnej jeździe zatrzymaliśmy się na postój. Ja musiałam sikorzystać z toalety a Stefan musiał zapolować. 5 minut później znów ruszyliśmy w drogę do Mistic Falls.

W wampirzym tępie ktoś wyciągnął Stefana z samochodu i zaczał go bić. To był Klaus, w ręce trzymał kołek który do niedawna tkwił w jego sercu. Szybko wysiadłam z samochodu i pobiegłam w stronę mojego przyjaciela. Nie miałam pojęcia co się zaraz stanie...

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział VII


Klaus:

Niosłem Caroline na rękach dobre półtora godziny. Musiałem dotrzeć do jakiegoś hotelu, ale po drodze nie było żadnego. To Atlanta, czego się spodziewałeś Klaus, pięciogwiazdkowych hoteli ? Pomyślałem. Nie wiedziałem ile krwi uszło z Caroline. Pewnie sporo skoro nie miała siły stanąć na nogi. Jej krew była mi potrzebna więc musze się nią zająć... Po kolejnej godzinie szukania jakiegoś noclegu wreszcie znalazłem jakiś hotel. Chyba jedyny w tej norze. Bez wahania weszłem do niego z Caroline na rękach i podszedłem do lady za którą stali recepcjoniści.

-Witam, w czym mogę pomóc ? - odezwał się jakiś mężczyzna.
-Jak pan może zauważyć, potrzebuje dwóch pokoi z dużymi łóżkami, jeden dla tej śpiącej pani a drugi dla mnie.- zażadałem.
-Niestety, mamy tylko jeden dostępny z dużym łóżkiem, drugi pokój jest z tapczanem. - powiedział mężczyzna i sztucznie się uśmiechnął.
-Dobrze niech będzie. - powiedziałem lekko poddenerwowany, od niesienia tej dziewuchy zrobiłem się głodny.
-Zapłaci pan z góry, czy przy opuszczeniu hotelu?
-Z góry, zostane tutaj na dwa dni, prosze wszystko z fulserwisem. - powiedziałem i wyciągnąłem złorą kartę z portfela. Podałem mężczyźnie a on pobrał  z niej opłatę za nocleg.
-Dziękuje bardzo i życzę miłego pobytu. - powiedział mężczyzna, oddał mi kartę i rzucił długie spojrzenie na Caroline 'leżącą' w moich ramionach.

***

Ułożyłem Caroline delikatnie na wielkim łóżku, ściągnąłem jej buty i przykryłem ją kołdrą. Sam udałem się na dół do recepcji i podszedłem do recepcjonistki.

-Dobry wieczór,a czy nie ma już tego pana który jakiś kwadrans temu jeszcze tu był?
-Nie, poszedł już , właśnie ja przejęłam teraz zmianę - powiedziała dość młoda kobieta i uśmiechnęła się.
-Powiedz mi kochana, jak Ci naimię? - zapytałem i łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Jestem Kate, a pan to.... ?
-Mów mi Klaus, a teraz wyjdziesz ze mną, to co się stanie będzie najpiękniejszym doświadczeniem w twoim życiu, nie będziesz krzyczeń ani tego pamiętać. - zahipnotyzowałem dziewczyne.

Ona niczym marionetka szła tuż za mną, wyszłem z hotelu i weszłem w wąską uliczkę między hotelem a jakimś domem, przygwoździłem ją do ściany i zacząłem całować, po szyi, dekoldzie. Po chwili wgryzłem się w jej szyje, krew była dobra. Głodnemu wszystko smakuje... Pomyślałem. Oderwałem się od Kate i spojrzałem jej w oczy.

-Gdyby ktoś się pytał, co się stało to powiesz że mąż lubi świntoszyć, dobrze kochana? - zahipnotyzowałem ją.
-Dobrze - powiedziałą dziewczyna i wytarła zaschniętą krew z szyi.
-A teraz wracaj do pracy.

Powiedziałem to i w wampirzym tępie znalazłem się u Caroline w pokoju, nadal spała. Nie tracąc czasu, poszedłem do łazienki i wziąłem orzeźwiający prysznic. Ubrałem się i wszedłem do pokoju, Caroline nadal spała.... Więc usiadłem na fotelu i wpatrywałem się w Caroline. Wyglądała pięknie mimo przemęczenia. Po chwili urwał mi się film, usnąłem.

Caroline:

Obudziłam się z potwornymi mdłościami i bólem głowy. Otworzyłam oczy i rozglądnełam się po pokoju. Nie wiedziałam gdzie jestem i kim jest mężczyzna który spał w fotelu. Usiadłam na łóżku i leciutko jak piórko postawiłam stopy na podłodze. Wstałam i podreptałam koło fotela, sprawdzić kim jest mężczyzna który śpi w fotelu. Stanęłam na palcach i nachyliłam się nad postacią, tak że moja głowa była nad głową... Klausa... Klaus.. pomyślałam. Nim zdążyłam odejść, pierwotny otworzył szeroko oczy a ja z przerażenia upadłam na podłogę. Klaus wstał i zmierzał w moim kierunku. Ja czołgałam się do tyłu a on szedł w moim kierunku, gry dotarłam pod ścianę szybko podciągnęłam nogi pod brode. Nie wiedziałam co mnie czeka.
Klaus przykucnął obok mnie i dokładnie się mi przyjżał.

-Spokojnie kochana, nie zrobie Ci krzywdy, przynajmniej narazie. - powiedział Klaus i złapał mnie za podbrudek.- noo, wyglądasz dużo lepiej niż w nocy.
-Puść mnie - powiedziałam a Klaus jednocześnie puścił mój podbródek.
-Prosze bardzo. - powiedział arogancko Klaus i wygrzebał coś z kieszeni. - mam twój łańcuszek z werbeną oraz twoją bransoletke, czyli moge Cię już zahipnotyzować. A teraz y, nie opuścisz tego pomieszczenia dopóki Ci nie pozwole, nie wariuj. Ja przyjde za około dwadzieścia minut, jestem głodny. - zahipnotyzował mnie Klaus i już go niebyło.

Nie czułam się zahipnotyzowana, podeszłam do drzwi i je otworzyłam przyszłam przez próg.. hm... najwidoczniej nie może mnie zahipnotyzawać, albo nawdychałam się werbeny u tego czarownika.... Spojrzałam na fotel w którym wcześniej spał Klaus, była tam jego kurtka. Podeszłam do niej i przegrzebałam kieszenie, znalazłam telefon. Na szczęście... Zaśmiałam się pod nosem. Frajer z tego Klausa, nie wziął ze sobą telefonu. Szybko wsadziłam go do kieszeni spodni i wyszłam z pokoju, spojrzałam na numer pokoju i wezwałam winde. Trzecie piętro, drzwi na wprost . Powtarzałam sobie w myślach. Winda się otworzyła, a ja wskoczyłam do środka, wcisnęłam guzik '0' i winda ruszyła w dół.

***

Na dole było bardzo tłoczno, dużo ludzi, bagaży, obsługi. Gdzie ja do cholery jestem?! Pytałam się w myślach. Ujrzałam za ladą jakąś recepcjonistkę, szybko do niej popędziłam, gdy zobaczyłam ją z bliska w oczy rzuciła mi się apażka zawiązana na jej szyi, jest ciepło, nikt nie nosi apaszek. Pewnie Klaus z niej pił. Grrr... Nie znoszę go. Pomyślałam.

-Dzień dobry w czym mogę pomóc? - powiedziała kobieta z apaszką i uśmiechnęła się. Zauważyłam na niej broszkę z jej imieniem - Kate.
-Tak, chciałabym wiedzieć co to za miejsce.
-O tak... jest pani w hotelu Sofitel.Przepraszamy za ten tłok ale mamy dziś święto hotelowców.
-Nic się nie stało, a jakie to miasto - te pytania były dość...nie tyle co krępujące co dziwne zważywszy na to, że 'mieszkam' w tym hotelu.
-Jest pani w samym centrum Atlanty. - powiedziała kobieta i szeroko się uśmiechnęła.
-Ahaa... dziękuje - powiedziałam i odeszłam.

Szybko wbiegłam do windy, i nacisnęłam przycisk '3' . Gdy dotarłam do pokoju, szybko wystukałam numer do Stefana. Czyli nie jestem tak daleko domu jak myślałam. Pomyślałam , a w tym samym czasie minęły już trzy sygnały. Za czwartym Stefan odebrał.

-Halo! - powiedział mój przyjaciel.
-Stefan, halo. Tu Caroline, musisz mi pomóc. - nie wiedziałam od czego mam zacząć.
-Caroline, nic Ci nie jest? Gdzie ty jesteś?
-Jestem w Atlancie w hotelu Sofitel. Błagam musisz mi pomóc, przyjeć po mnie. Zabierz mnie stąd, ja się go boje. - mówiłam jak jakaś opętana.
-Kogo? Kogo się boisz?
-Klausa.
-Dobrze, czekaj tam. Już po Ciebie jade. Trzymaj się.- powiedział Stefan i się rozłączył.

Szybko skasowałam rozmowę z listy połączeń i włożyłam telefon spowrotem do kieszeni kurtki Klausa. Szybko weszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zapomniałam nawet, że będe musiała spowrotem ubrać się w za duże ciuchy Davida.

Po wycierałam się i ubrałam, gdy wyszłam z łazienki Klaus siedział już na fotelu....

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział VI

Klaus:

Przeszukałem cały las i obrzerza, doterłem do stacjii benzynowej. Tam również nikt jej nie widział, a nie mieli monitoringu abym mógł sprawdzić, kipiała we mnie złość. Poszłem do łazienki, od razu poczułem zapach krwi... Podszedłem do kosza i zajrzałem do niego, to ukrwiawione ciuchy. Komuś nieźle musiało się coś stać, wszystko było ukrwawione. Zaraz, zaraz. Przeciesz to ciuchy tej Caroline.... Bingo mała. Pomyślałem. Skoro była tu niedawno, to znaczy że nie mogła daleko uciec.... W wampirzym tępie wybiegłem poza stację benzynową. Byłem wilkołakiem, potrafiłem wyczuć swoją ofiare. Trzymałem w ręce bluzkę Caroline i wąchałem ją, chciałem jak najbardziej poczuć jej zapach. Po chwili szłem już za zapachem jej krwi. ....

****

Droga doprowadziła mnie do środka Atlanty, Teraz wystarczy przeszukać każde mieszkanie w centrum. To będzie wspaniała zabawa..... Przez to wszystko jestem głodny. Pomyślałem i w wampirzym tępie zaciągnąłem jakąś dziewczynę w ciemną uliczkę.

-Nie będziesz krzyczeć, to będzie dla Ciebie najprzyjemniejsza rzecz którą przeżyłaś. - zachipnotyzowałem dziewczynę i wgryzłem się w jej szyję.

Krew działała na mnie jak najdroższy cukierek, mógłbym pić ją cały czas. Ale nie miałem na to czasu, jutro jest pełnia księżyca, co oznacza że trzeba odprawić rytułał. .... Wziąłem się za poszukiwania mojej ofiary.

Caroline:

Szarpałam się dalej z linami którymi byłam uwiązana do krzesła. W międzyczasie jakaś kobieta zmieniła mi kolejny worek pełen krwi na pusty. Czułam jak uchodzi ze mnie życie, z każdą utratą kropli krwi byłam słabsza, nie wiem jak długo jeszcze będe żyć, to pewnie jakieś minuty, może godziny.

-Zamierzasz pozbawić mnie krwi? Dlaczego? - zapytałam Davida, który nie wiem jaki miał interes w pozbawieniu mnie krwi. Kim on wogóle był?
-Tak, a gdy już zleci ostatnia kropla krwi, poprostu odpłyniesz w wieczny sen.- mówił spokojnie David siedzący na kanapie naprzeciwko mnie.
-Dlaczego to robisz, kim ty jesteś do cholery? - zapytałam
-Jestem David, pomińmy fakt że nie wiemy o istnienu wampirów i tym podobych, jestem czarownikiem. - pochwalił się David, jego mina przyprawiała mnie o dreszcze, miał zimny wzrok.
-Dlaczego nie czułam jak zabierasz mnie ze stacjii? - nie przyszło mi wcześniej na myśl, że jest on czarownikiem.
-Herbata którą Ci zaparzyłem, to nie była zwykła herbata, poprostu to były ziółka po których śpi się jak suseł. Dlatego się nie obudziłaś.... A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, jesteś mi potrzebna, Klaus potrzebuje twojej krwii by tworzyć odrębny gatunek, pół wilkołaków- pół wampirów. Gdy spuszczę z Ciebie krew, Klaus będzie mnie błagał o to abym mu ją dał, ale ja mu nie dam. Będe patrzył jak bezczynnie próbuje coś zrobić, jak próbuje mnie przekupić. Jestem czarownikiem i moim zadaniem jest utrzymać równowagę w naturze, dlatego ty jesteś mi potrzebna... Właściwie robie tobie przysługę, masz życie pełne wampirów, wilkołaków, czarownic. Nie masz nic, bo jesteś nikim, być człowiekiem i nie być wśród ludzi to nie życie. Tam... gdzie trafisz, będzie wszystko czego tylko zapragniesz, będą tam ludzie, muzyka, tańce... miłość. Tego Ci właśnie brak Caroline, miłości. Matt, świeży wampir, tak naprawde Cię nie kocha, w wakacje poznał Rebekę, jedną z pierwotnych wampirów, od wakacji ze sobą flirtują, a ty jesteś taka naiwna - zaczął śmiać się ze mnie David.
-Idź do diabła. Nie wiesz nic o mnie i o moim życiu, a Klaus, zdobędzie tą krew czy tego chcesz czy nie. A poza tym do rytuału potrzebuje mnie żywej, więc krew w woreczkach nic mu nie da. Twój plan zawiódł. - powiedziałam mu prawdę.
-Jesteś pewna, jestem czarownikiem, więc znam się trochę na magii, jeśli czarodziej chce czegoś naprawdę to wszystko jest możliwe. Twoje krew ma w sobie dość dużo krwi Petrovych, więc rytułał można odprawić na różne sposoby... A teraz bądź spokojna, nie chce żeby krew była niesmaczna... Taki żart - powiedział David i zostawił mnie samą w pokoju.

****
Nie miałam siły, próbowałam sobie przypomnieć wszystkie dobre momęty mojego życia z ostatnich kilku lat i jedynym dobrym momętem był Matt. Nie wiem czy David mówił prawdę z tą pierwotną i Mattem. Chciałam, aby to nieokazało się prawdą. Kolejny wareczek był już prawie zapełniony. Ciekawe ile jeszcze, zanim zleci ostatnia kropla i poprostu zamknę oczy. Usłyszałam jakiś trzask, nie miałam siły patrzeć co się dzieje więc przymknełam oczy. Ale coś ewidentnie się stało... ktoś wszedł do pokoju w którym byłam więziona, szybko poczułam oddech tego kogoś na sobie. Nie miałam siły otworzyć oczu.

-Caroline? - zapytał mnie mężczyzna, to był Klaus. Wkońcu pomyślałam "wreszcie"
-Taaa.. -powiedziałam ochrypłym głosem
-Chodź, idziemy. - powiedział Klaus po czym szybko uwolnił mnie od lin. Spróbowałam podnieść się z krzesła a kiedy stanęłam na równe nogi straciłam równowagę i momętalnie uszła ze mnie cała energia. Przed upadkiem na podłogę ochronił mnie Klaus który wziął mnie w ramiona.
-Przepraszam nie mam siły, to już koniec- powiedziałam ostatkami sił.
-Nie, musisz żyć, jesteś mi potrzebna. - powiedział Klaus i uniusł mnie nad ziemie, byłam w jego objęciach i czułam się dziwnie bezpieczna. Po chwili usnęłam w jego ramionach.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział V



Caroline:

Po dłuższej chwili od kiedy zemdlałam, przebudziłam się. Nie czułam gruntu pod nogami, byłam niesiona przez kogoś. Chyba Damon mnie znalazł, nie pamiętałam nic co stało się po wejściu do domu Klausa. Nie wiem dlaczego. Próbowałam otworzyć oczy, udało mi się tylko lekko je przymróżyć, widziałam niewyraźnie, nie mogłam stwierdzić kto mnie niósł.

-Damon? - spytałam wyczerpana - postaw mnie, umiem chodzić.
-Jesteś pewna, ostatnim razem gdy biegłaś omało się nie zabiłaś. - to nie był Damon, tylko Klaus.

Od razu próbowałam wyrwać się z jego ramion. Udało mi się, ale nie zdążyłam postawić nóg na ziemie i wylądowałam na trawie.

-Aaaaał.... - próbowałam nie jęczeć z bólu, ale nie mogłam, bolało mnie wszystko. - Zostaw mnie.
-Gdy Cię zostawie, każdy wampir w Mistic Falls może tak poprostu podejść do Ciebie i wyssać z Ciebie krew, jesteś pewna że chcesz abym to zrobił kochana? - zapytała sarkastycznie hybryda.
-Tak, zostaw mnie tu samą, wole umrzeć niż być ocalona przez Ciebie - mówiłam i jednocześnie próbowałam wstać. Nie miałam siły, położyłam się na trawie.
-Jeśli sobie tego życzysz, kochana! - powiedział Klaus i odszedł.

Nie tracąc czasu wyciągnęłam telefon z kieszeni, był zalany. Nie miałam się jak skontaktować z kimkolwiek Pewnie już się o mnie martwią. Pomyślałam . Kilka razy próbowałam się podnieść, aż wkońcu się udało, znajdowałam się przy rowie obok jakiejś drogi. Szłam resztkiem sił, miejąc nadzieje że w pobliżu jest jakiś ratunek, byłam głodna, senna, zmarznięta i okaleczona, a na dodatek zgubiona. Szłam i rozmyślałam nad wszystkim, po długiej i męczącej drodze znalazłam stację benzynową, Nareszcie pomyślałam. Czym prędzej udałam się do sklepu stacjii paliw. Weszłam i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, gdy zobaczył mnie rozmazaną i umazaną krwią wytrzeszczył na mnie oczy.

- Proszę pani, coś się pani stało? Ktoś panią zaatakował? - wypytywał mnie mężczyzna.
-Nie uwierzy mi pan jak panu powiem, nie czuje się najlepiej, wszystko mnie boli, jestem głoda... Gdzie ja właściwie jestem, co to za miejsce? - pytałam zdezorientowana.
-Jest pani na samym końcu Atlanty. Mogę pani zaoferować jedzenie i coś ciepłego do picia, nic więcej. Jest pani cała umazana krwią, jest pani zziębnięta. Mogę zawieść panią do szpitala lub na komisariat. - złożył mi ofertę mężczyzna.
-Ale pan musi mi pomóc, ma pan może wodę, zlew bądź cokolwiek? Chętnie też coś zjem i napiję się czegoś ciepłego, a może ma pan jakieś ubrania, mogą być stare albo mundurek taki jak ma pan na sobie. - potrzebowałam pomocy...
-Proszę, to jest kluczyk do łazienki, prosto i w lewo, nie ma tam prysznica ale jest zlew i ubikacja. Tutaj ma pani moje ciuchy w których przyszedłem dziś do pracy, ja zostanę w tych w których teraz jestem. Zaraz zaparzę pani herbaty. - powiedział mężczyzna podając mi ubrania i kluczyk.
-Dziękuje, naprawde. - wzięłam rzeczy i ruszyłam w kierunku łazienki.

Mężczyzna się tylko uśmiechnął, ja powędrowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam, wyglądałam okropnie, włosy mokre, cała we krwi i jeszcze rozmazany makijaż. Szybko się rozebrałam i wytarłam z siebie krew ręczniczkami do rąk, ubrałam zaduże na mnie ciuchy, na szczęście spodnie miały pasek więc mi nie spadały. Było mi ciepło. Ubrudzone ciuchy wyrzuciłam do kosza, Zmazałam dokładnie wodą makijaż, spojrzałam na mój nadgarstek, już zakrzepł ale wciąż bolał. Spojrzałam na drugi nadkarstek, miałam na nim frotkę do włosów. Szybko więc ją ściągnęłam i zawiązałam włosy w kuzyka. Wyglądałam lepiej, ale wciąż nie dobrze. Wyszłam z łazienki i położyłam na ladę kluczyk, w powietrzu unosił się zapach parzonej herbaty.

-Herbata już gotowa, kanapke masz na stoliku - wołał mnie mężczyzna , weszłam do kantorka i uśmiechnęłam się. Konałam z głodu. - Smacznego.
-Dziękuje, wogóle dziękuje za to co pan dla mnie zrobił, mógł mnie pan olać i zignorować...- podziękowałam mu, wypadało za to co dla mnie zrobił.- z tego wszystkiego nawet się nie przedstawiłam, jestem Caroline.
-A ja David, miło mi panią poznać, chodź okoliczności nie są sprzyjające- uśmiechnęł się do mnie David.
-Tak wogóle to która jes godzina?
- Jest dobrze po trzeciej w nocy. Co dokładnie się stało, ktoś panią zaatakował?- zapytał mnie David, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, że uciekałam przed śmiercią?
- Jakiś facet próbował mnie ... okraść, ale udało mi się uciec, po drodze upadłam i nabiłam się nadgarstkiem na szkło. Później musiałam przejść rzekę, stąd jestem mokra, a jeszcze później przewróciłam się na brzuch, tak że zaczęłam wymiotować krwią - mieszałam wydażenia, trochę musiałam kłamać, ale wszystko zaczęło mi się przypominać, pewnie dlatego że ochłonęłam.
- To nieza fajnie, a teraz jedz Caroline, musisz się wzmocnić, ja idę za ladę, gdybyś czegoś potrzebowała wołaj - powiedział David, wstał i ruszył w kierunku lady.
-David, poczekaj, gdyby ktoś tu był, pod żadnym pozorem nie mów że jestem tutaj, aha masz jeszcze coś - ściągnęłam bransoletke z werbeną i założyłam na nadgarstek mężczyźnie - to moja... bransoletka na szczęście, jak widać mi  przynosi pecha ale może tobienie będzie , prosze Cię noś ją zawsze. - powiedziałam i zaczęłam jeść.
-Dobrze, będe. A teraz odpocznij.

Tak też zrobiłam, zjadłam i wypiłam gorącą herbatę, położyłam się na wersalce która była dziwnym trafem w kantorku i usnęłam......



Klaus:

Od kiedy porzuciłem Caroline przy drodze, krążyłem po lesie, musiałem ją zostawić.Zrobiłaby sobie większą krzywde wyrywając się z moich objęć, niż chodzenie po drodze w środku nocy szukając ratunku. Jest taka naiwna sądząc, że nie będzie brała udziału w rytuale. Pomyślałem. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wybrałem numer do Stefana, po trzech sygnałach odebrał.

-Gdzie jest Caroline, co jej zrobiłeś - zapytał z marszu Stefan
-A gdzie jest powitanie... - zapytałem żartobliwie
-Co jej zrobiłeś Klaus? - wypytywał Stefan rozwścieczony, chyba bardzo mu zależało na tej Caroline skoro poszedł z nią do mnie wiedząc że może już nie wrócić.
-Nic, zostawiłem ją tylko na drodze na pastwę losu.
- Słucham? To jest człowiek, nie jest na wszystko odporna tak jak ty!!!!! - wykrzyczał Stefan w telefon.
-Spokojnie, poprostu wystawiłem ją na pewną próbę, pewnie siedzi w tym samym miejscy w którym ją zostawiłem i czeka aż wrócę. - powiedziałem lekko poddenerwowany tym że ktoś na mnie krzyczy
-Chyba nie znasz Caroline, Klaus. Ona nie będzie tam na Ciebie czekała, chodźby miała się czołgać, sprowadzi pomoc na siebie. - oznajmił mi Stefan. - Znajdź ją, jest Ci przecież potrzebna....
-Nie szantażuj mnie. - powiedziałem to i rozłączyłem się.

W wampirzym tępie znalazłem się w miejscu gdzie porzuciłem Caroline, nie było jej tam. Nie mogła daleko uciec. Była człowiekiem i na dodatek była ranna..... Zacząłem przeszukiwać las, może zasłabła gdzieś....

Caroline:

Obudził mnie ból, tak jakby ktoś wbijał szpilki w moją ręke. Otworzyłam oczy, nie leżałam już na wersalce na stacji benzynowej , tylko przywiązana do krzesła. W zupełnie innym miejscu, dużym i staroświeckim, śmierdziało palonymi zielskami. Przy mnie stała jakaś kobieta i zmieniała woreczek pełny krwi na pusty. W ręke miałam wbitą igłe.

- Czekaj, co ty robisz - zapytałam słaba - Dlaczego zabierasz moją krew.
-Nie wiem, nie powiedziano mi dlaczego, poprostu mam to robić i tyle. - powiedziała obojętnie kobieta.

Ktoś spuszczał ze mnie krew. Nie mogłam na to pozwolić, nie moge umrzeć. Zaczęłam wiercić się na krześle próbując uwolnić się od lin którymi byłam przywiązana do krzesła, miałam ja na rękach, tali i nogach. Nie mogłam się wysfobodzić. Zaczęłam płakać i dalej się wiercić.

-Im bardziej będziesz się wiercić tym bardziej będziesz cierpieć - powiedział mężczyzna, to był David.
-David, jak dobrze że tu jesteś, proszę Cie pomóż mi! - poprosiłam, nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego tu jestem.
-Niestety, Caroline. Nie pomogę Ci, moim zadaniem jest pozbawić Cię ostatniej kropli krwi..- powiedział David i szydersko się uśmiechnął........

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział IV

Klaus:


-Historię mojego ludzkiego życia znacie kiedy spotkałem Was w wakacje, kilkaset lat po mojej przemianie, poznałem czwartą Petrovą, Nazywała się Kristina. Nie miała urody Petrovych ale miała ich krew. Próbowałem już wtedy złamać klątwe, ale powiedziała że jest w ciąży z matką Kateriny Nie mogłem jej zabić bo zakończyłbym ród Petrovych. Kristina miała siostre przyrodnią Cloui, miały tą samą matkę lecz innych ojców. Kristina zmarła w czasie porodu a ja nie wiedziałem że Cloui ma w sobie krew Petrovych, próbowałem uporać się z Kateriną, ale wyszło jak wyszło... I teraz zobacz Caroline, jesteś tu. I będziesz moją ofiarą. - powiedziałem zadowolony ze swojej wypowiedzi.

-Nie tak szybko Klaus, czyli chcesz powiedzieć że Caroline i Elena są spokrewnione? - zapytał Stefan rozpruwasz
-Nie są spokrewnione, to wszystko działo się setki lat temu, wszystkie podobizny i pokrewieństwa z czasem się zatarły, została tylko krew która też się jednak zacierała. Muszę zobaczyć ile Caroline ma w sobie krwi Petrowych. - stwierdziłem, widziałem strach w oczach Caroline.
-Caroline nie będzie brała w tym udziału.- powiedział stanowczo Stefan
-Czy tego chce czy nie, musi to zrobić. - powiedziałem nieco zdenerwowany- Caroline, kochana, chodź przedstawie Cię mojej czarownicy - stanąłem przed nią i podałem jej uprzejmie ręke, tak aby bezpiecznie wstała.

Nie pochwyciła mojej dłoni, wstała, popatrzyła mi w oczy i ominęła mnie szerokim łukiem, zaśmiałem się pod nosem. W wampirzym tępie znalazłem się koło niej. Przestraszyła się. Stefan już zerwał się na równe nogi.

-Powinnaś być dla mnie miła... mogę zrobić Ci krzywde. - zagroziłem jej.

Caroline wbiła mi kołek w serce i uciekła jak najszybciej mogła, wyciągnąłem kołek z serca i w wampirzym tępie skręciłem kark Stefanowi. Miałem ochote wyssać krew z tej Caroline. Dębowe drzwi otworzyły się a do nich wpadła wiedźma Bennett, która przy ostatnim rytuale próbowała mnie zabić. Rzucała na mnie jakieś zaklęcia, upadłem na kolana. Czułem ogromny ból jakby coś przyszywało mi czaszkę.Nagle ból minął, moja wiedźma zajęła się wiedźmą Bennett. Nie zabije jej, to nie zgodne z prawem czarownic, ale może ją trochę pomęczyć, tymczasem ja ruszyłem w pogoń za Caroline....

***


Caroline:


Kiedy wbiłam kołek w serce hybrydy, zaczęłam uciekać ile sił w nogach, nie miałam wampirzych ruchów więc trwało to trochę dłużej niż powinno... Po drodzę upadłam na ziemię i rozcięłam nadgarstek rozbitym szkłem, na dodatek kluczyki wypadły mi z ręki, było ciemno, po omacku próbowałam je znaleźć, na marne. Nie mogłam tracić czasu na szukanie czegoś czego nigdy nie zajde. Ruszyłam w strone lasu który otaczał dom Michealsona. Często się potykałam i wpadałam na drzewa. Wyczuje mnie, choćby i po zapachu krwi.

***


Nie miałam już więcej sił, oparłam się o jakieś drzewo i zsunęłam się po nim tak że usiadłam na ziemi, zaczełam głęboko oddychać. Przymknęłam na chwile oczy, padałam ze zmęczenia. Musiałam biec, Damon miał czekać na mnie po drugij stronie lasu w razie niepowodzenia. Wstałam i zaczęłam biec dalej, dotarłam do jakiejś rzeki, ufff pomyślałam, Stefan mówił że jak będe za nią to znaczy że nie zostało dużo drogi. Musiałam przejść przez rzeka, chyba nie jest głęboka pomyślałam, przecież ja nie umiem pływać. Trudno, pewnie nie jest głęboko. W tym momęcie zaczął lać desz, w jednym momęcie byłam cała mokra, na dodatek jest zerwała się straszna burza... Musze uciec, dobrze że się błyska przynajmniej coś widze. Pomyślałam. Weszłam do wody i zaczęłam iść w kierunku drugiego brzegu . Z każdym krokiem woda sięgała coraz wyżej. Po chwili pod butami nie czułam już piasku, musiałam płynąć, ale jak? Nie umiem. Machałam rękami i nogami próbując utrzymać się na powierzchni.

-Damon! Damon, pomóż mi! - wołałam o pomoc jednocześnie krztusząc się wodą - Ktokolwiek!

Cisza. Nikt nie przyszedł mi na ratunek, dalej krztusiłam się wodą i ciągla próbowałam ' płynąć ' , chyba trochę ruszyłam do przodu, o buta obtarł mi się kawałek podłoża. Pomęczyłam się jeszcze troche i dotknęłam piasku, wyskoczyłam szybko z wody i usiadłam na trawie. Wyplułam wodę z ust, pokaszlałam trochę, i zaczęłam biec dalej. Mój nadgarstek dalej krwawił. Nagle usłyszałam czyjeś wołanie.

-Caroline kochana, przedemną nie uciekniesz! - krzyczała hybryda - Czuje twoją krew nawet teraz gdy nie wiem gdzie dokładnie jesteś!

Już po mnie!!! pomyślałam, ale biegłam dalej, nie miałam już sił, ta woda wyczerpała ze mnie całą energię. Potknęłam się o korzeń drzewa wystający z ziemi, upadłam wprost na klatkę piersiową z takim impetem że aż zadźwięczało mi w głowie, zaczęłam potwornie kaszleć i wymiotować krwią, nie wiem co się działo. Nie mogłam przestać wymiotować. Poczułam czyiś wzrok na moim ciele:

-Coś ty zrobiła??? - zapytał rozwścieczony Klaus

Popatrzałam w jego oczy błagalnym spojrzeniem i zemdlałam...

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział III

Klaus:

****Dziś wczesnym południem wróciłem do Mistic Falls, miałem pewną sprawe do załatwienia, której nie załatwiłem w wakacje. ****

Siedziałem naprzeciw czarownicy i patrzyłem na nią zaciekawiony. Wykonywała jakieś zaklęcie, obok niej leżały zdjęcia mojej przyszłej ofiary , jakieś kartki z zaklęciami i jakieś zielska. Ciężko było mi namówić kolejną wiedźmę która odprawiłaby dla mnie kolejny rytułał, chodź tym razem ofiara miała być tylko jedna ciężko było mi je namówić, musiałem ją szantażować i grozić jej. Ostatni rytułał uczynił mnie hybrydą dzięki krwi dopellgenera, ale nie mogłem tworzyć odrębnego gatunku, ponieważ krew sobowtóra jest wampirza. Dlatego robiłem wszystko by znaleźć wiedźmę która przeniesie linie krwi Petrovych do innego ciała. Okazało się że rodzina Petrovych miała dużo wspólnego z rodziną Forbes. Matka Kateriny i prapraprapra[.....] babka Caroline były siostrami ciotecznymi, więc młoda Forbes ma 'kilka kropel' krwi Petrovych w swoim krwiobiegu. I dlatego to Caroline będzie brała udział w rytuale, a że musi zginąć podczas rytuału, wiedźma stworzyła eliksir dzięki któremu ofiara będzie nadal żyła. Czy ten świat nie jest wspaniały? pomyślałem i zaśmiałem się pod nosem.

-Wszystko wporządku wiedźmo, kiedy będziemy mogli odprawić rytuał?- spytałem oczekując zadowalającej mnie odpowiedzi.
-Nie jestem pewna, musze ją poczuć, nie wiem ile ma w sobie krwi Petrovych. Przyprowadź mi ją!-zarządała.
-Będzie tu o 20.00 , kazałem jej być. Wtedy zobaczysz, tymczasem ja ode się przygotować, wkońcu nie codziennie poznaje się swoje ofiary. Jest 19.35, zaraz powinna być, fantastycznie! Też czujesz to podekscytowanie? - zapytałem z sarkazmem w głosie nie czekając na odpowiedź.


Caroline:

-Wszystko jest dobrze obmyślone, ale jeśli coś nie wyjdzie, jeśli on ma swoje czarownice, co wtedy?- zapytałam .
-Myśle że wszystko pójdzie po mojej myśli- stwierdziła przekonana Bonnie.
-Caroline musimy już jechać.Jesteś gotowa? - zapytał zatroskany Stefan
-Tak , możemy jechać.- powiedziałam i rudzyłam w kierunku drzwi.

Przejażdżka do willi pierwotnego nie zajeła nam dużo czasu, bałam się strasznie sie bałam. Nie o siebie, tylko o Stefana, nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego że w pewnym sensie go kocham. Jest dla mnie jak brat. Wjechaliśmy na podjazd willi Michaelsona. Stefan zgasił auto i popatrzał na mnie.

-Jesteś gotowa? - zapytał
-Nigdy nie będe gotowa, najchętniej nie szłabym tam, tylko wypiła z tobą whisky i obejrzała jakiś dobry film, ale to jest moje życie więc nie ma miejsca w nim na przyjemności.
-Obiecuje Ci, że jak to wszystko się skończy to obejrzymy film i napijemy sie tak aby na następny dzień tego nie pamiętać. - powiedział to po czym wysiadł z samochodu, w wampirzym tępie otworzył mi drzwi.
-Dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.

Klaus:

Czekałem wyszykowany przy stole pełnym ludzkiego jedzenia. Była 19.59. Miała minutę. Byłem dziwnie podekscytowany zjawieniem się jej tu. Nie wiem dlaczego. 20.00 Zadzwonił dzwonek do domu, to pewnie ona. Podszedłem do dużych dębowych drzwi i otworzyłem je, stał za nimi mój były przyjaciel Stefan, a za nim drobniutka Caroline. Uchyliłem szerzej drzwi i gestem zaprosiłem ich do środka, spojrzałem na moją ofiare, była piękna. Idealna, ale taka drobna i była człowiekiem a ja gardze ludźmi. Zapowiada się fantastyczny wieczór pomyślałem i się zaśmiałem.

-Miała być sama, dlaczego przyszłeś z nią? - zapytałem nieco rozwścieczony
-Mówiłeś że mam przyprowadzić Caroline, nie mówiłeś że ma być sama- stwierdził wampir.
-Moglibyśmy mieć to już z głowy? Chce wracać do domu.- powiedziała Caroline która wciąż chowała się za Stefanem, była przerażona. To mi się podobało, lubiałem wzbudzać strach w innych.
-Oczywiście, rozgośćcie się, opowiem Wam jak to się zaczęło i dlaczego ty kochana siedzisz teraz obok mnie- powiedziałem triumfalnie i zacząłe, opowiadać.........

Rozdział II

-Stefan? - powiedziałam niepewnie, próbując uspokoić siebie i Stefana. - Nikt mnie nie zabije, mam was. Dlaczego z całego świata ktoś miałby wybrać mnie?
- Nie wiem, powiedział że chodzi o Ciebie, że masz się stawić u niego o 20.00 , mamy tylko kilka godzin. Musimy coś wymyśleć.- mówił jak opętany
-Stefan, proszę Cie, powiedz że możemy go zabić!- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Caroline, ja nie wiem co powiedzieć, musimy powiedzieć Bonnie, może jej uda się coś robić. Ja nie mogę Cie stracić, straciłem już Lexi , nie moge stracić i Ciebie.

Popłakałam się na dobre, myśl że jakaś pierwotna wampiro-hybryda ma mnie zabić z niewiadomo jakiego powodu dobitnie mną wstrząsnęła, opadłam na podłogę, ukryłam twarz w dłoniach i się popłakałam. Myśli kłębiły się w mojej głowie ; śmierć, Matt, przyjaźń, Klaus, mama, moje życie. Nie mogłam przestać płakać.Stefan przykucnął obok mnie i mnie do siebie przytulił. Czułam się bezpieczna.

- Hej, hej... Caroline nie możesz płakać, nie teraz kiedy to wszystko się dzieje. Nie umrzesz, ja tego dopilnuje. Nie bój się ! Coś wymyślimy. - powiedział nieco spokojniejszym tonem niż dotychczas Stefan.
-O mój boże, on mnie zabije, co z mamą, Mattem , Bonnie i Eleną? Nie moge ich tak zostawić. Nie moge. - powiedziałam przez łzy.
-Nic się nikomu nie stanie, a zwłaszcza tobie, dobrze? A teraz idź do domu i przygotuj się, będe u Ciebie za godzine z Bonnie.
-Nie, moja mama będzie już w domu, ja przyjde tutaj. Za godzine.- powiedziałam, wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Stefan odprowadził mnie do samochodu, kiedy zamknął drzwi frontowe od domu Salvatorów ja ruszyłam w kierunku domu. Jechałam dość szybko, miałam odczucie jakby ktoś mnie śledził, ale nie zauważyłam nic podejrzanego.Zaparkowałam wóz na podjeździe i weszłam do domu. Poczułam zapach smażonego mięsa, hm... moja mama chyba wkońcu postanowiła coś ugotować. Od razu odezwał się mój żołądek, przez to wszystko od rana nic nie jadłam. Mama wyszła z kuchni i wytrzeszczyła na mnie oczy, pewnie wyglądałam strasznie, miałam rozmazany makijaż.

-Caroline, słońce co się stało? - powiedziała zmartwionym tonem podchodząc do mnie.
-Nic, to poprostu... Matt, ostatnio się nam nie układa, mieliśmy małą sprzeczke i tak wyszło.- skłamałam, musiałam. Nie mogę jej powiedzieć że ktoś wieczorem zamierza mnie zabić... - Co tak ładnie pachnie? Padam z głodu!
-Robie obiat, kotlety i frytki, dzisiaj będzie trochę tłusto - powiedziała Liz i uśmiechnęła się szeroko.- Będzie gotowe za 20 minut.
-Świetnie, akurat zdarze iść pod prysznic i się przebrać.- powiedziałam i powędrowałam do mojego pokoju.

Na elektrycznym zegarku widniała godzina 16.30. Westchnęłam i wyciągnęłam z szafy czarne rurki, beżową bluzeczkę i ciemno brązowy sweter. Wyciągnęłam również bieliznę i ruszyłam w kierunku łazienki. Spojrzałam na okno, pogoda nie była już taka piękna jak rano, było chłodno i ponuro. Chyba zapowiadało się na burzę.Weszłam do łazienki i zaczęłam ściągać ubrania, zmiązałam włosy w koczek, spojrzałam w swoje odbicie. Rzucił mi się w oczy plaster na szyi który zakrywał moją ranę, od ugryzienia Matta. Zerwałam go i spojrzałam na dwie małe dziurki, hmm... już się goi. Po czym weszłam pod prysznic i dokładnie się wykąpałam. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem i zaczełam ubierać. Kiedy się już ubrałam wysfobodziłam włosy z koczka, tak że opadły swobodnie na moje ramiona. Nie wyglądały tak źle. Umalowałam się dość delikatnie po czym wyszłam z łazienki i psiknęłam się werbenowymi perfumami. Wyciągnęłam telefon z torebki i włożyłam do kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w czynności wykonywane przez moją mamę.

-Chyba nigdy nie widziałaś jak gotuje. Zawsze to tata nam gotował. - stwierdziła mama
-Nigdy nie widziałam, czy to jest... trudne? - zapytałam niepewnie.
-Dla mnie jest bardzo trudne, ostatnio poświęcałam czas tylko pracy, zapomniałam już jak się gotuje.- mówiła Liz wykładając na talerze przyżądzone danie. - Masz, jedz!- podstawiła mi talerz i podała sztućce.
-Dobre, a nawet pyszne- sprawiłam mały komplement swojej mamie, spojrzałam na zegarek, 17.00 , muszę się pospieszyć... pomyślałam i zaczęłam szybciej jeść. Kiedy już skończyłam, włożyłam talerz do zmywarki.

-Mamo ja wychodze, Bonnie mnie do siebie zaprosiła, mogę nie wrócić na noc, więc nie martw się.- znów skłamałam. Nienawidziłam jej okłamywać. Uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.

Droga do domu Salvatorów zleciała szybko, Stefan stał przed drzwiami i czekał na mnie. Wślizgnęłam się do środka domu i poczułam zapach palonych zielsk. To pewnie Bonnie, już coś czaruje.

-Caroline, wreszcie jesteś- powiedziała przyjaciółka i przytuliła mnie.
-Jestem, Stefan, nie chce iść do niego sama, nie poradze sobie.- stwierdziłam
-Wiemy, dlatego ja pójde z tobą, znam się z Klausem. - Powiedział spokojny Stefan.
-Dobrze, więc jaki jest plan?- powiedziałam a Bonnie ze Stefanem zaczeli tłumaczyć mi całą wizje dzisiejszego wieczoru.

Rozdział I

Rozdział I

_______________________________________________________________________


Caroline:

" Kochany pamiętniku"
 Kolejny tydzień szkoły, kolejne zmagania się z wampirzymi przyjaciółmi, walczenie o przetrwanie każdego dnia. Gdzie w tym ja? W tej chwili powinnam tak jak rok temu, przejmować się jaki ciuch dziś ubrać, z kim pójść na randkę. Dziś martwię się o to kogo z moich bliskich stracę, bądź kto stanie się wampirem. Matt, wydaje mi się że jestem w nim zakochana, ale niedawno stał się wampirem. Przeżywam to gorzej od niego, jest mi z tym ciężko. Ale nie mogę się załamać, muszę pokazać mu , że jestem silna, żeby nie stracił kontroli nad swoim pragnieniem krwi. Muszę zacząć szykować się do szkoły, powiedziałam wczoraj Mattowi że dam mu dziś przed szkołą odrobine mojej krwi, tak aby w czasie lekcji zapanował nad głodem. 

Zamknęłam mój fiołkowo-zielony pamiętnik i włożyłam go do skurzanej torby szkolnej. Wyciągnęłam z szafy sukienke w kwiatuszki i beżowy krótki sweter. Wzięłam ze sobą również bieliznę i udałam się do mojej łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę która utuliła moje ciało. Podczas kąpieli rozmyślałam na temat Matta, a konkretniej nad tym czy zdoła panować nad głodem....

Nie, nie mogę się tym tak udręczać, zawsze przecież może być gorzej. Pomyślałam i zakręciłam kurek z bierzącą wodą, wyszłam z pod prysznica i owinęlam się ręcznikiem. Wytarłam się i ubrałamWysuszyłam włosy i zrobiłam z nich 'fale'. Zrobiłam sobie lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Prysnęłam się perfumami z werbeny i włożyłam naszyjnik z werbeną w środku, który podarował mi Stefan. Ja podarowałam mu wtedy woreczek z jego ulubioną krwią RH-. Przeżuciłam torbę przez ramię, wzięłam leżące na białej toaletce klucze od domu, i wyszłam. Zamknęłam drzwi na klucz, wsiadłam do mojego samochodu i ruszyłam w kierunku szkoły.


Zaparkowałam samochód na parkingu przed szkołą i wyszłam z auta. Weszład do szkoły i ruszyłam w kierunku miejsca ćpunów. Poszłam w miejsce które do niedawna było moje i Matta, zawsze podczas długiej przerwy się tam spotykaliśmy. Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam Matta opartego o ściane.

-Przepraszam za spóźnienie, po drodze musiałam jeszcze zatankować wóz. -powiedziałam próbując ukryć to że się troche boję.
-Nic się nie stało, nie czekałem ąz tak długo, Elena i Bonnie będą już w klasie. Powiedziały że mają nowy temat do rozmów. Ale nie wnikałem w szczegóły. Stefana dziś nie będzie w szkole, ma jakąś ważną sprawę do załatwienia. Ammm... - chyba nie wiedział już co powiedzieć, więc wiem co teraz musiałam zrobić.
- Moglibyśmy mieć to już za sobą? - zapytałam jednocześnie odgarniając włosy na jeden bok, tak aby Matt mógł wgryść się w moją szyję.
-Jasne, jesteś pewna że chcesz to zrobić Care? - zapytał niepewny, jego oczy już się przekrwawiały.
-Jestem pewna - odpowiedziałam z udawanym uśmiechem na twarzy.

Matt zbliżył się do mnie, spojrzał mi w oczy po czym wgryzł się w moją szyję. Czułam podniecenie Matta, nie wiedziałam że chce aż tyle wypić. Szyja zaczęła mnie boleć. Próbowałam oderwać od siebie Matta, na marne.

-Matt, jesteś pewnien że tyle chcesz wziąć?- nic nie odpowiedział, pił nadal.- Matt to boli, sprawiasz mi ból. Ałł!!!!

Oderwał się odemnie i spojrzał mi w oczy, jego wzrok mówił że nie może się powstrzynać. Przeraziłam się, ale nie uciekłam, wiem że to by go jeszcze bardziej zmotywowało do wypicia jeszcze większej ilości krwi.

-Caroline, ja .. przepraszam. Nawet nie wiesz jak bardzo... - mówił to i jednocześnie grzebał w plecaku. A ja stałam przerażona. - Masz, mam nadzieje że sobie z tym poradzisz, nie mogę patrzeć na tą ranę, od razu chce mi się krwi. Jeszcze raz przepraszam , musze już iść. Do zobaczenia w Grillu.

Powiedział to i odszedł. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam zdezorientowana. Bycie wampirem zmieniło go.Wytarłam szyje chusteczkami higienicznymi które wcześniej mi dał, nakleiłam mały plasterek w miejsce ran i poszłam na lekcje.

Podczas długiej przerwy wyszłam z Eleną i Bonnie na szkolny dziedziniec. Dziewczyny były czymś podekscytowane, ale nie wiem czym.

-Hmm.. Matt powiedział mi że jesteście podekscytowane przyjazdem kogoś do Mystic Falls. Kto ma przyjechać?-spytałam mało zaciekawiona, chyba wypadało o to zapytać.
-To nie taki sobie ktoś, to pierwotny wampir i na dodatek pierwotna hybryda, przyjeżdża tu po raz drugi, był tu w wakacje ale nie znalazł tego czego szuka i wyjechał, dziś wraca.- powiedziała Bonnie.
-No tak, jest przystajny i ma brytyjski akcent, nazywa się Klaus Michealson.-powiedziała podekscytowana Elena.
-I czym tu sie tak ekscytować, przecież obie macie chłopaków, a z waszych wcześcniejszych opowieści ten cały Klaus to zło wcielone. Powinnyście się raczej go bać niż zachwycać jego powrotem tu.- powiedziałam to i udałam się do damskiej toalety. Było mi słabo.

Weszłam do łazienki i usiadłam na toalecie, schowałam twarz w rękach i zaczęłam głęboko oddychać. Zadźwięczał mój telefon, przyszedł mi sms od Stefana ' gdzie jesteś ' , hmm dość dziwne pytanie. 'W szkole, coś się stało?' odpisałam mu. Schowałam telefon do torby i wyszłam z toalety, podeszłam do zlewu i popatrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam blado. Trudno. Nagle któś pociągnął mnie za ręke i wyszedł ze mną z toalety. To był Stefan, ale był inny. Zdenerwowanie i przerażenie mieszało się na jego twarzy. Próbowałam wyswobodzić się z jego uchwytu. Na marne, był silny.Gdy wyszliśme ze szkoły wziął mnie w ramiona i w wampirzym tempie znaleźliśmy się u niego w domu. Nie wiedziałam co się stało.

-Ałłlł, Stefan!!! O co Ci chodzi.- zapytałam nieco zła i przestraszona.- O co chodzi?! - wykrzyknęłam
-To Klaus, on... on Cie zabije. Musimy coś zrobić, ja na to nie pozwole! - mówił zagubiony Nie mogę mu na to pozwolić....