niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział II

-Stefan? - powiedziałam niepewnie, próbując uspokoić siebie i Stefana. - Nikt mnie nie zabije, mam was. Dlaczego z całego świata ktoś miałby wybrać mnie?
- Nie wiem, powiedział że chodzi o Ciebie, że masz się stawić u niego o 20.00 , mamy tylko kilka godzin. Musimy coś wymyśleć.- mówił jak opętany
-Stefan, proszę Cie, powiedz że możemy go zabić!- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Caroline, ja nie wiem co powiedzieć, musimy powiedzieć Bonnie, może jej uda się coś robić. Ja nie mogę Cie stracić, straciłem już Lexi , nie moge stracić i Ciebie.

Popłakałam się na dobre, myśl że jakaś pierwotna wampiro-hybryda ma mnie zabić z niewiadomo jakiego powodu dobitnie mną wstrząsnęła, opadłam na podłogę, ukryłam twarz w dłoniach i się popłakałam. Myśli kłębiły się w mojej głowie ; śmierć, Matt, przyjaźń, Klaus, mama, moje życie. Nie mogłam przestać płakać.Stefan przykucnął obok mnie i mnie do siebie przytulił. Czułam się bezpieczna.

- Hej, hej... Caroline nie możesz płakać, nie teraz kiedy to wszystko się dzieje. Nie umrzesz, ja tego dopilnuje. Nie bój się ! Coś wymyślimy. - powiedział nieco spokojniejszym tonem niż dotychczas Stefan.
-O mój boże, on mnie zabije, co z mamą, Mattem , Bonnie i Eleną? Nie moge ich tak zostawić. Nie moge. - powiedziałam przez łzy.
-Nic się nikomu nie stanie, a zwłaszcza tobie, dobrze? A teraz idź do domu i przygotuj się, będe u Ciebie za godzine z Bonnie.
-Nie, moja mama będzie już w domu, ja przyjde tutaj. Za godzine.- powiedziałam, wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Stefan odprowadził mnie do samochodu, kiedy zamknął drzwi frontowe od domu Salvatorów ja ruszyłam w kierunku domu. Jechałam dość szybko, miałam odczucie jakby ktoś mnie śledził, ale nie zauważyłam nic podejrzanego.Zaparkowałam wóz na podjeździe i weszłam do domu. Poczułam zapach smażonego mięsa, hm... moja mama chyba wkońcu postanowiła coś ugotować. Od razu odezwał się mój żołądek, przez to wszystko od rana nic nie jadłam. Mama wyszła z kuchni i wytrzeszczyła na mnie oczy, pewnie wyglądałam strasznie, miałam rozmazany makijaż.

-Caroline, słońce co się stało? - powiedziała zmartwionym tonem podchodząc do mnie.
-Nic, to poprostu... Matt, ostatnio się nam nie układa, mieliśmy małą sprzeczke i tak wyszło.- skłamałam, musiałam. Nie mogę jej powiedzieć że ktoś wieczorem zamierza mnie zabić... - Co tak ładnie pachnie? Padam z głodu!
-Robie obiat, kotlety i frytki, dzisiaj będzie trochę tłusto - powiedziała Liz i uśmiechnęła się szeroko.- Będzie gotowe za 20 minut.
-Świetnie, akurat zdarze iść pod prysznic i się przebrać.- powiedziałam i powędrowałam do mojego pokoju.

Na elektrycznym zegarku widniała godzina 16.30. Westchnęłam i wyciągnęłam z szafy czarne rurki, beżową bluzeczkę i ciemno brązowy sweter. Wyciągnęłam również bieliznę i ruszyłam w kierunku łazienki. Spojrzałam na okno, pogoda nie była już taka piękna jak rano, było chłodno i ponuro. Chyba zapowiadało się na burzę.Weszłam do łazienki i zaczęłam ściągać ubrania, zmiązałam włosy w koczek, spojrzałam w swoje odbicie. Rzucił mi się w oczy plaster na szyi który zakrywał moją ranę, od ugryzienia Matta. Zerwałam go i spojrzałam na dwie małe dziurki, hmm... już się goi. Po czym weszłam pod prysznic i dokładnie się wykąpałam. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem i zaczełam ubierać. Kiedy się już ubrałam wysfobodziłam włosy z koczka, tak że opadły swobodnie na moje ramiona. Nie wyglądały tak źle. Umalowałam się dość delikatnie po czym wyszłam z łazienki i psiknęłam się werbenowymi perfumami. Wyciągnęłam telefon z torebki i włożyłam do kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w czynności wykonywane przez moją mamę.

-Chyba nigdy nie widziałaś jak gotuje. Zawsze to tata nam gotował. - stwierdziła mama
-Nigdy nie widziałam, czy to jest... trudne? - zapytałam niepewnie.
-Dla mnie jest bardzo trudne, ostatnio poświęcałam czas tylko pracy, zapomniałam już jak się gotuje.- mówiła Liz wykładając na talerze przyżądzone danie. - Masz, jedz!- podstawiła mi talerz i podała sztućce.
-Dobre, a nawet pyszne- sprawiłam mały komplement swojej mamie, spojrzałam na zegarek, 17.00 , muszę się pospieszyć... pomyślałam i zaczęłam szybciej jeść. Kiedy już skończyłam, włożyłam talerz do zmywarki.

-Mamo ja wychodze, Bonnie mnie do siebie zaprosiła, mogę nie wrócić na noc, więc nie martw się.- znów skłamałam. Nienawidziłam jej okłamywać. Uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.

Droga do domu Salvatorów zleciała szybko, Stefan stał przed drzwiami i czekał na mnie. Wślizgnęłam się do środka domu i poczułam zapach palonych zielsk. To pewnie Bonnie, już coś czaruje.

-Caroline, wreszcie jesteś- powiedziała przyjaciółka i przytuliła mnie.
-Jestem, Stefan, nie chce iść do niego sama, nie poradze sobie.- stwierdziłam
-Wiemy, dlatego ja pójde z tobą, znam się z Klausem. - Powiedział spokojny Stefan.
-Dobrze, więc jaki jest plan?- powiedziałam a Bonnie ze Stefanem zaczeli tłumaczyć mi całą wizje dzisiejszego wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz